czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział XXXIV]

 



Wydawał się być bezdomny. Rozglądnęłam się wokoło w poszukiwaniu jego mamy, lecz nie zauważyłam żadnego innego kota. Otworzyłam plecak i wyjmując ze spodu ręcznik do rąk położyłam go w środku.

– Co robisz? – zapytała zdziwiona.

– Biorę go ze sobą. Umrze jak go tu zostawię.

– Chyba sobie żartujesz. Nie możesz mieć kota w plecaku na obozie.

– Czemu nie?

Liz zaniemówiła, lecz później wyjaśniła mi, że jeśli kadra się o tym dowie to kotek zostanie znowu porzucony.

– Nie dopuszczę do tego.


– A czy powiedziałam, że ci na to pozwolę? – zapytała zerkając na mnie.

– Co masz na myśli?

– No wiesz zawsze mogę przejść się do Liama i powiedzieć mu co skrywasz w plecaku.

– Czego chcesz? – Zmarszczyłam brwi.

– Jak to czego. Dobrze wiesz. Ethana. Chcę zamienić się z tobą kajakami aż do końca obozu. Płynięcie z Ethanem będzie o wiele bardziej ciekawe niż słuchanie wywodów Mii.

Zastanowiłam się nad tym. Z jednej strony nie chciałam zostawiać Ethana na pastwę Liz, lecz z drugiej naprawdę chciałam przygarnąć tego kotka. W głębi serca podjęłam już decyzję, ale wciąż mój umysł musiał ją zaakceptować.

– W porządku, ale ani mi się waż wspominać o Szafirze – odrzekłam pakując go do środka.

– Nie udusi się w środku? – dopytała Liz oglądając mój plecak.

– Masz nożyk?

– Tak… – Podała mi go, po czym od razu zrobiłam dziurę w górnej części plecaka. – Teraz będzie idealnie.

– Wariatka – skomentowała Liz sprawdzając czy nikt nie patrzy w naszą stronę.

Po kilkunastu minutach leżenia i opalania się całą wycieczką wstaliśmy, ruszając z nowo zebranymi siłami. Tym razem zwolniłam tempa by nie iść już w połowie wycieczki, lecz na samym końcu. Chciałam zagadać do Ethana, póki jeszcze miałam okazję. Kurczowo trzymając swój plecak minęli mnie wszyscy uczestnicy aż wreszcie pojawiła się Mia. Zagadkowo na mnie spojrzała.

– Co ci się stało z plecakiem?

– Nic takiego, mała dziurka.

– Tak mała, tylko na trzy centymetry średnicy – wtrąciła się Liz, na co obdarowałam ją spojrzeniem wbijającym jej tysiąc noży.

Nie ciągnęłyśmy na szczęście dłużej tego tematu. Mia zmęczona szła niczym już zombie śladem Liama, a ja zeszłam na sam tył.

– Masz zamiar mnie tak unikać? – zapytałam zerkając na bruneta.

– Nie wiem o czym mówisz.

– Ethan, nie bawmy się w podstawówkę, mnie nazywasz dzieckiem a sam zachowujesz się w ten sposób.

– Zapomnijmy o tym co było – zaproponował głupkowato się uśmiechając.

– Nie zamierzam – natychmiast odpowiedziałam. – Zerknął na mnie.

–To co się stało nie powinno mieć miejsca. Jesteś dla mnie jak młodsza siostra, nikt więcej.

Te słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek innego od dłuższego czasu, jednak byłam zdeterminowana walczyć o swoje.

– Czułam coś innego. Czemu sam siebie oszukujesz?

Wydawało mi się, że przed każdą odpowiedzią ostrożnie analizował, co powiedzieć. Jego reakcje zaczęły być takie same, wręcz traciły w sobie emocje.

– Nie drąż tego tematu. Za niedługo znajdziesz sobie kogoś lepszego. Jak na razie nie mam siły by temu sprostać.

– Związek ze mną jest aż tak trudny? – zapytałam lekko oburzona.

– Tego nie mogę ci powiedzieć, zresztą i tak byś nie zrozumiała.

Ta rozmowa nie miała większego sensu. Jakbym mówiła do ściany, która miała zakodowane tylko jedno. Męczyło mnie to, każde jego słowo było niczym strzała rozkruszająca moje rozgrzane serce.

Po następnych dwóch godzinach wspinaczki udało nam się dotrwać na szczyt, do naszego Frary Peak. Połowa uczestników, jeśli tylko by mogła położyłaby się na szlaku i poczekała do powrotu reszty. Nawet Mia wspominała, że tak długa drzemka by jej przypadła do gustu.

Weszłam na kamienie i stojąc na wzniesieniu przyglądała się zachodzącemu słońcu nad wybrzeżem. Lekko pomarańczowy kolor promieni mieszał się z wodą, która wydawała się powiększyć cały nieboskłon. Myślałam, że się unoszę, a wokół mnie były tylko chmury i szumiąca woda. Gdybym mogła przychodziłabym tu podziwiać zachody słońca każdego dnia. Żałowałam, że mieliśmy wyznaczoną godzinę, a potem musieliśmy wrócić do obozu.

Przysiadłam na ziemi i czując na ciele jej zimno przeszedł mnie dreszcz. Korzystając z okazji jak wszyscy podziwiają zachód na uboczu wyciągnęłam Szafira dając mu trochę ryby, którą zostawiła mi Liz. Wbrew pozorom nie była taka zła. Sama byłam w szoku, że dała mi jedzenie dla niego na czas wspinaczki.

– Jak tam malutki? – szepnęłam do niego głaszcząc go pod bródką.

Spojrzał na mnie zaspanymi ślepkami, po czym ziewając znowu wrócił na kocyk. Zagrzebał się w nim, a ja wpakowałam go znowu do plecaka. Bałam się trochę o niego i zastanawiałam się czy aby na pewno wszystko w porządku, więc sprawdzenie, że jednak oddychał i był cały sprawiło, że mi ulżyło.

Po paru następnych godzinach i powrocie autami terenowymi z Terrym do obozu, zaparkowaliśmy obok barki. Mia przez większość podróży chrapała tak głośno, że czasami zakłócała silnik auta. Sam Terry był w szoku, jak można mieć takie płuca.

–Umieram – padłam na łóżko marząc tylko by zamknąć oczy i dać się ponieść marzeniom sennym.

– Nawet mi nie mów, gdyby nie ktoś, chociaż w aucie mogłybyśmy się przespać – Liz spojrzała morderczym wzrokiem na Mie, która usnęła w momencie położenia się na poduszce.

– Zastanawiam się czy rekiny zjadłyby ją, jeśli ją teraz wywalę przez okno – dodała blondynka próbując zakryć uszy poduszką.

– Najpewniej musiała być tu wcześniej i już tak chrapać, skoro nie żyją tu żadne stworzenie w jeziorze.

– Powinnyśmy wziąć przykład z nich i też się wynosić…. – zaśmiała się.

– Dobranoc – odparłam ledwo przytomna.

Sama nie wiem, kiedy zasnęłam, a tym bardziej jak wytrzymałam ten hałas. Kiedy miałam remont za oknem panowała większa cisza niż po jednej wycieczce z Mią. Nie pisałam się na kolejną. Zaczynałam tęsknić za własnym pokojem i prywatnością. Coraz bardziej przeszkadzało mi mało miejsca na barce i ścisk w pokojach. Teraz dodatkowo z małym lokatorem musiałam uważać by nie uciekł i zadbać, żeby jednak jadał dość regularnie.

Kiedy byłam w stanie zejść z łóżka ujrzałam niecodzienny widok. Liz kucnęła obok moich rzeczy i wydawała się dziwnie machać ręką. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc czy to już jawa czy sen.

– Co robisz? – zapytałam zaspana wyglądając jej zza ramienia.

Dostrzegłam Szafira, który grzecznie pił wodę i co jakiś czas bawił się małym pomponem od plecaka Liz. Takiego widoku z samego rana się nie spodziewałam.

– Nie widzisz? Bawię się.

Przetarłam oczy zastanawiając się czy aby nie mam omamów, lecz obraz bawiącej się Liz z Szafirem nie znikał. Wreszcie przykucnęłam przy niej i głaszcząc małego figlarza po grzbiecie przypatrzyłam się uśmiechowi blondynki.

– Nie sądziłam, że lubisz koty.

– Jestem kociarą – przyznała lekko zakłopotana.

– Pamiętaj o naszej umowie – przypomniała mi, że od dzisiaj to ona płynęła z Ethanem.

– W porządku – odparłam lekko załamana tym.

Zanim się spostrzegłam ranek minął. Wsadziłam Szafira do plecaka i po śniadaniu poszłyśmy do kajaków, gdzie czekała na mnie Mia. Nie sądziłam, że można tak źle wyglądać po całym dniu snu. Jak nic opisałabym ją, jako skacowaną osobę, która jeszcze dzisiaj chciała iść na afterka.

Wokół kajaków zaczynali się już zbierać uczestnicy. Powoli dobiegała godzina zbiórki, więc przysiadając się do czerwonowłosej na jeden z kajaków, obserwowałam kadrę biegającą tam i z powrotem.

– Dzisiaj mamy w planie przepłynąć do połowy Wyspę Antylop i następnego dnia czeka nas wizyta na Wyspie Fremont, gdzie urządzimy ognisko i bitwę wodną – zabrała głos Xenia trzymając w dłoni wiosło.

– Zapowiada się ciekawie – stwierdził Liz podwijając rękawy. – Który to twój kajak Kayla?

Spuściłam wzrok. Miałam nadzieję, że może postąpi właściwie i z dobrego serca nie wygada się o Szafirze i pozwoli mi płynąc z Ethanem, lecz przeliczyłam się. Westchnęłam załamana i skinęłam głową pokazując żółty kajak należący do nas. Podeszłyśmy do niego, a po chwili dołączył do nas Ethan.

– Kayla wskakujesz? – dopytał widząc, że obydwie stoimy obok.

– Nie – Podniósł brwi zdezorientowany.

– Ja to nie?

– Od teraz będziesz płynąć z Liz, a ja pójdę do Mii. Chłopak wydawał się być zagubiony tym co powiedziałam, lecz od razu się zgodził. Zabolało mnie to. Myślałam, że chociaż on będzie protestować i powie, że nie można zmieniać wcześniej dobranych par. Dzięki Ethan, tak to liczyć na ciebie. W sumie pewnie nawet było mu to na rękę, że zamieniłam się z Liz. Nie musiał mnie oglądać i nie czuł się niezręcznie przez to, co zaszło.

Liz wskoczyła do kajaka. Już miałam odejść, gdy usłyszałam jej głos bym wypchała ich kajak z piachu. Skrzywiłam się. Wiedziałam, że nie mogę się zbuntować, więc licząc w myślach próbowałam się uspokoić.

– Lecę w takim razie do Mii – oznajmiłam znikając w tłumie osób. 

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz