czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział III]

 


Impreza trwała na całego. Było już dawno po północy, a ja wraz z innymi znajomymi siedziałam na dywanie w salonie przyglądając się, jak naprzeciwko kończą grę w beer ponga. Parę osób odpłynęło już kilka godzin temu – Niektórzy się o nich potykali w przejściu.

– Na kogo głosujesz Kayla? – zapytała Jenn, przysuwając się do mnie.

– Jordan czy Eric? – wymieniłam ich, zerkając na szatyna i bruneta. – No nie wiem.

Jordan ma mocą głowę, więc pewnie na niego. Nie raz w końcu wygrywał takie rozgrywki. Eric natomiast był znany z porywczości i łatwo było podburzyć jego zadufane w sobie ego. Wystarczyło powiedzieć, że nie da rady czegoś wypić i kończył potem z kilkoma puszkami wokół siebie, leżąc pod stołem.

Spojrzałam na Jordana, który z zarzuconą zieloną koszulą na jego barku i białym podkoszulkiem dopijał jeden z wybranych kubków. Kiedy podniósł rękę, ujrzałam zarys jego mięśni ozdobiony tatuażem dookoła ramienia — Przypominał trochę bransoletę, której nie można było zdjąć, a jej czarny kolor jedynie nadawał mu jakiegoś dzikiego wyglądu w połączeniu z kręconymi włosami na głowie.

– Ja stawiam na Erica, wybacz Bell – zaśmiała się Jenn do siostry chłopaka.

– Szczerze mówiąc to ja też – odparła chichotem.


W sumie nic dziwnego zawsze wariowały na punkcie brunetów z lekkim zarostem. Niestety taki typ nie był dla mnie, więc jedną z zalet naszej znajomości było brak konkurencji z mojej strony, gdy ktoś pojawił się w ich typie.

Po chwili usłyszeliśmy imię zwycięscy. Tak jak się spodziewałam, wygrał Jordan. Z lekkim uśmieszkiem na ustach pogratulowałam mu, gdy przysiadł się obok.

– To co teraz w planach? – zapytał, widząc, że zajadamy się tortem.

– Jakaś gierka? – zapytała, Jenn unosząc brwi.

– Prawda lub wyzwanie? – zaproponowała Bell, uwielbiając tę grę.

– Daj spokój, to dziecinne – Odrzuciłam jej propozycje natychmiast.

– No co ty Kayla, nie ma imprezy bez tego, zresztą kto mówił, że musimy dawać dziecięce wyzwania – stwierdziła Jenn, wzruszając niewinnie ramionami.

– Dobrze kombinujesz – pochwaliła ją Bell, zgarniając ze stołu pustą butelkę.

Zrobiło mi się gorąco, więc zdjęłam złotą kurtkę, rzucając ją na sofę. Odetchnęłam z ulgą, że opanował mnie miły chłód. Niestety gorąc to nie był mój jedyny problem, lecz również to, że wciąż czułam wcześniejsze drinki, więc byłam niezbyt chętna do gier. Jedyne, o czym marzyłam to posiedzieć sobie spokojnie, zajadając się ciastem — Oczywiście znowu mi nie wyszło.

– W porządku – westchnęłam.

Zanim się obejrzałam, zebrała się dość pokaźna grupka do gry. Nie licząc Erica, którego Jenn zaprosiła, usiadła z nami Cassidy z Krisem oraz parę osób, których nawet nie rozpoznawałam.

– No to zaczynamy zabawę – powiedziała donośnym głosem Bell, obracając butelkę.

Padło na Cassidy, której brązowe oczy aż się powiększały, widząc, jak wszyscy na nią zerkają. Jej długie czerwone włosy z lekkimi odrostami mieniły się w odcieniach kolorowych świateł w tle, sprawiając, że wytwarzała się wokół niej magiczna, ale zarazem dziwna aura. Nie należała do osób, z którymi często rozmawiałam. Może zdarzyło się z parę razy. Uważałam ją za kogoś dość nieśmiałego, ale zarazem intrygującego. Odpowiedź była prosta, w obecności Krisa próbowała grać kogoś, kim nie jest, przez co stała się pośmiewiskiem wśród wielu osób. Ona jednak nic sobie z tego nie robiła i wciąż brnęła w kłamstwa, jakimi opisała się chłopakowi. To nawet dla niego z tego, co pamiętam, przefarbowała włosy. Od dłuższego czasu było o nich głośno, jednak nikt nie wiedział, co naprawdę jest między nimi.

– Prawda.

– Co jest między tobą a Krisem? – zapytała natychmiastowo, po czym można było usłyszeć zachwyt w głosie reszty, która chciała też się tego dowiedzieć.

Cassidy zaczerwieniona spojrzała na chłopaka, a on objął ją ramieniem.

– Dobrze wiecie, co jest między nami – zaśmiał się Kris.

Kręcąc ponownie butelką padło na Jordana, który z żartobliwą miną udawał niezdecydowanie.

– No dobra, jak się bawić to bawić. Poproszę wyzwanie.

– O, widzę, że nie boisz się naszej wspólnej, bujnej wyobraźni – wtrąciła się jego siostra, wprawiając zebranych w karuzele śmiechu. – Tylko potem nie marudź, że tego nie zrobisz.

– Najwyżej się napiję – Mrugnął do niej.

Jedną z zasad, którą dodaliśmy do tej gierki była możliwość odtrącenia swojej kolejki, jeśli wypije się przyszykowanego drinka. Zazwyczaj trafiały się na tyle ohydne i upijające, że nikt nie sięgał po to rozwiązanie.

– Zdejmij koszulkę i zatańcz na stole – zaproponowała, wskazując na jadalnie.

– Postarałaś się Cassidy – stwierdził pod nosem.

– No co poradzić, skoro macie takie życzenie – Nagle można było usłyszeć pisk zebranych dziewczyn, których nagi tors chłopaka wprawił w osłupienie.

– Czekajcie! Podbijmy tę stawkę – zaproponowała Jenn. – Niech następna osoba do niego dołączy.

No chyba już do końca powariowały. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec, więc jako standardową wymówkę użyłam pójścia do toalety.

– Znikam na moment – szepnęłam Bell na ucho.

Jenn w tym czasie zakręciła butelką, która poruszała się szybciej niż wcześniej. Kolorowe światła zaczęły się w niej mienić, tworząc ich delikatne odbicie na sylwetkach wszystkich grających.

– Wygrywa Kayla! – krzyknęła rozbawiona.

Od razu odwróciłam się i widząc szyjkę butelki skierowaną w moją stronę, zaniemówiłam. Stanęłam jak wryta, próbując unikać spojrzeń innych.

– Mówiłam, że odpadam z tej rundy – przypomniałam im, próbując się wykręcić.

– No proszę Kayla, chyba nie dasz mi się samemu upokorzyć – wtrącił się Jordan, wyciągając ku mnie dłoń.

– Możesz tańczyć w ubraniach – dodała Bell. – W końcu to nasza solenizantka dajmy jej trochę forów.

Spojrzałam na dłoń chłopaka, a potem na jego błyszczące oczy i dołeczki. Ten zadziorny uśmiech, ale zarazem i seksowny sprawił, że podałam mu dłoń. W końcu znaliśmy się już dość długo, nie mogłam od tak się od niego odwrócić.

– Ale tylko chwilę – podkreśliłam, gdy pomagał mi stanąć na stole.

W ciągu minuty Eric zmienił piosenkę na jedną z ulubionych Jordana. Od razu słysząc znajomą muzykę, zaczął się poruszać, nie pokazując ani grama nieśmiałości jak było, gdy dopiero co stanął na wysokości.

Próbowałam dotrzymywać mu kroku, jednak w przeciwieństwie do mnie był uzdolnionym tancerzem. Nie wiem, czy zauważył moje podenerwowanie i zażenowanie, że w tańcu złapał mnie za rękę, przyciągając do siebie. Dotknęłam dłońmi jego nagiej klatki – Miał tak nieziemsko miękką skórę, która wydawała się aksamitna. Czułam, jak całe jego ciepło przechodziło na mnie.

– Baw się Kayla, nie stresuj się tak – szepnął mi głośniej do ucha, bym mogła zrozumieć.

Na szczęście Jordan szybko wykonał ze mną piruet i parę figur tanecznych łącznie z podnoszeniem mnie na rękach, że całkowicie już zapomniałam, że tańczę, przy co najmniej połowie moich znajomych. Wydawało mi się, że nic poza stołem, a mną i nim nie istniało.

Nasza piosenka tak szybko, jak się zaczęła, tak się skończyła. Zanim się obejrzałam, znowu siedziałam na dywanie, zastanawiając się, czy to co przed chwilą przeżyłam, było snem czy jawą. Nawet ubiór chłopaka mnie nie przekonywał, gdyż od razu po występnie znowu założył koszulkę. Nie mieliśmy żadnego dowodu, że przed chwilą odbyło się tu takie przedstawienie – Może oprócz rumieńców, które wyszły na moich policzkach.

Nadeszła moja kolej. Zakręciłam butelką i tym razem padło na Bell. Była tak ucieszona tym, że aż chciało mi się śmiać. Zazwyczaj się zachowywała w ten sposób. O ile nie była w centrum uwagi albo zabawy po prostu ją nudziły.

– Wyzwanie! – powiedziała jednomyślnie. – Nie mogę być gorsza od ciebie – mrugnęła do brata.

– Wypij love shota z następną osobą, która zostanie wybrana.

– Oryginalnie muszę przyznać.

Wprawiłam w ruch butelkę po raz drugi, czekając na moment, kiedy kogoś wylosuje. Zaczęła zwalniać, coraz słabiej się poruszała, aż przystanęła na Jenn.

– No to chyba jakieś jaja... – westchnęła naburmuszona.

– Pijcie, pijcie! – odezwał się tłum gapiów.

Bell też z podobnym entuzjazmem jak Jenn odebrała od Jordana shoty przyszykowane specjalnie na tę okazję. Dziewczyny splątały dłonie, przytulając się przy tym. Przechylając kieliszki, wypiły zawartość, będąc najmniej zadowolonymi z wylosowanego zadania. Jak nic marzyły, by tą drugą osobą był ktoś inny.

– Nigdy więcej – podkreśliła Bell.

– Zobaczymy – zaśmiałam się, ponawiając próbę pójścia do toalety.

Tym razem na szczęście się udało. Nikt mnie już nie zatrzymywał, za co byłam bardzo wdzięczna.

Myjąc ręce, przeglądnęłam się w lustrze, poprawiając makijaż. Moje włosy też były lekko roztrzepane, więc na nowo przeczesałam je, zwracając im ich oryginalne napuszenie. Jak nic wyglądałam jak pudel sąsiadów, więc od razy wsadziłam szczotkę pod wodę i zgarniając parę kropli, przejechałam po włosach, by je chociaż trochę opanować. Uśmiechnęłam się, widząc, że o wiele lepiej już wyglądam. Powoli procenty z pamiętnego drinka od Bell również mijały, lecz teraz nie byłam pewna czy są to one, czy może rumieńce wyszły mi po wspólnym tańcu z Jordanem. Chyba, każdy widział jakie gorąco buchało od naszej dwójki. Sama to czułam i zarazem chciałam zejść ze stołu i nie sprawiać, że wszyscy się gapią, a z drugiej strony Jordan był zbyt charyzmatyczny, bym od tak go tam zostawiła. Jak nic to jego tajna broń w czarowaniu dziewczyn.

Słysząc czyjeś kroki, spojrzałam na umywalkę obok, do której właśnie podeszła wysoka blondynka. Po przyglądnięciu się jej zrozumiałam, że to ta sama osoba, którą wcześniej widziałam z Ethanem.

– Ładna szminka – zagaiłam rozmowę, próbując czegoś więcej się o niej dowiedzieć.

Spojrzała na mnie zaskoczona, z lekką wyższością kończąc malować usta. Po schowaniu swoich kosmetyków do torebki odwróciła się, a raczej zmierzyła mnie wzrokiem. Czułam, jak po plecach przechodzą mi ciarki, poczułam się dziwnie nieswojo, nie byłam nawet pewna dlaczego.

– A więc to ty tak zirytowałaś Ethana – przerwała niezręczną ciszę.

– Mam ciekawą reputację – zamieniłam to w żart, by jednak spróbować być miłym. – Jestem Kayla.

– Scarlet.

– Nie widziałam cię wcześniej, chyba nie chodzić do North Side? – Czemu zabrzmiało to, jak kiepski podryw?!

– Nie, chodzę do Saint Evans – Od razu pomyślałam, że to jakaś księżniczka z prywatnej szkoły.

– To dlatego wydawało mi się, że się nie znamy.

– Przyszłam, bo zaprosił mnie Ethan – Tak jak mówiłam, nawet nie wiedziała, że to ja obchodzę urodziny, była tu tylko dlatego, że odbywała się impreza.

– Długo go znasz? – próbowałam pociągnąć rozmowę.

– Co taka ciekawska jesteś? Też wpadł ci w oko?

– Nie. Mam jakiś standard chłopaka – zaśmiałam się, odwracając wzrok.

– Ciekawe, nie wiem, czego można w nim nie lubić. Najwyraźniej chyba jeszcze nie dorosłaś, żeby tego dostrzec – odparła, przechodząc obok mnie.

Znowu się we mnie zagotowało. Oni naprawdę dobrali się perfekcyjnie. Jedno obraża mnie, nazywając utrapieniem, a drugie mówi mi, że powinnam dorosnąć. Nie sądziłam, że mogło być jeszcze gorzej, aż do momentu, gdy znowu się odezwała.

– Nie masz się o co martwić i tak nie zwróci na ciebie uwagi. Nie jesteś ani trochę w jego typie, a poza tym... – nachyliła się nade mną. – już jest mój.

– Poczekamy, zobaczymy – pomyślałam wnerwiona.

– Tak samo jest twój, jak i trzech innych dziewczyn, które miał w tym miesiącu? – próbowałam ją trochę wybić z tej pewności siebie.

Dziewczyna zaszła czerwienią. Cała nabuzowana wyszła teatralnym krokiem z większym podirytowaniem. Kiedy obserwowałam jej reakcję, myślałam, że zemdleję ze śmiechu. Z satysfakcją wyszłam z toalety z uśmiechem na ustach, rozglądając się czy gdzieś nie uchodzi dym z jej głowy.

Przeszył mnie znowu chłód, lecz tym razem zaczęłam się trząść. Rzuciłam okiem po sofie, gdzie położyłam kurtkę. Nie było jej. Sprawdziłam dokładniej, pytając Bell czy jej nie widziała.

– Nie, niestety – odparła zajęta grą.

Westchnęłam niezadowolona. Nagle poczułam jak coś mnie okrywa na ramionach. Odwróciłam się za siebie. Ujrzałam Jordana zakładającego mi na barki swoją czarno zieloną koszulę w kratę.

– Ubierz, jeszcze się rozchorujesz.

– Nie trzeba, naprawdę...

– Kayla, nie chcę, żebyś zmarzła – Zaczerwieniłam się.

Wsadziłam ręce w rękawy i wyłożyłam włosy spod kołnierzyka, gdy nagle zobaczyłam lampkę wymierzoną w moją twarz.

– Cholera, ta lampa błyskowa... – Jordan szybko schował telefon.

– Zrobiłeś mi zdjęcie? – zapytałam, jakby nie kontaktując.

Chłopak jedynie głupkowato się uśmiechnął, a następnie wrócił do gry. Przez następne parę godzin kontynuowaliśmy zabawę. Nie wiem, jednak kiedy odpłynęłam. Po kilkunastu kolejkach poczułam się tak senna, że opadłam jak kłoda na sofę.

Friends to lovers czy może Enemies to lovers? 

Który trope wolicie?

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz