czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział XX]




Kiedy rozmawiałam o tym z Ethanem poczułam w sobie coś dziwnego. Zazwyczaj nie chciałam wracać do tamtych chwil, lecz po krótkiej rozmowie o samobójstwie Clarrie poczułam się lepiej. Nie mogłam jednak wstrzymać łez. Odwróciłam się do chłopaka mając całe zaczerwienione i szkliste oczy. Zmierzył mnie wzrokiem. Wydawał się zmartwiony.

– Kayla, proszę uspokój się – poprosił chłopak podchodząc do mnie.

– Nic na to nie poradzę… – zaszlochałam. – Na samą myśl taka jestem…

– Jest to trudne, ale uda ci się w końcu odnaleźć spokój. Nie możesz dłużej żyć przeszłością… – oznajmił brunet gładząc mnie po ramieniu.

– To co było już nie wróci, lecz ty wciąż żyjesz, więc żyj za was dwie – Uśmiechnął się, po czym delikatnie mnie objął przytulając do swojej klatki.


Przytuliłam się czując ciepło od jego ciała. Ukryłam głowę w jego koszulce próbując powstrzymać resztę łez. Byłam szczęśliwa. W końcu mogliśmy normalnie porozmawiać, a o to mi najbardziej chodziło. Z tego całego szczęścia straciłam poczucie czasu i nie wiedząc, ile już stoję wtulona w niego odskoczyłam wycierając łzy z policzków.

– Chyba już pójdę – stwierdziłam zakłopotana.

– Do domu?

– Nie wiem, jeszcze nie chcę tam wracać, ale chyba powinnam. Nie chcę niepotrzebnie martwić taty i tak chodzi wykończony…

– No i wróciła Kayla, martwiąca się o rodzinę. To dobrze. – Uśmiechnął się. – Nie uciekaj od problemów, tak jak ja…

Podniosłam na niego wzrok, lecz zanim zadałam jakieś pytanie dodał, że mnie odprowadzi. Zgodziłam się. Wzięłam torebkę z łóżka i grzebiąc za telefonem by sprawdzić wiadomości zorientowałam się, że coś jest nie tak.

– Czemu to tutaj jest? – pomyślałam głośno wyjmując z torebki dwa telefony.

– Nie za dużo ich? – zapytał rozbawiony Ethan.

– Ten nie jest mój… – Przyglądnęłam się granatowemu telefonowi nie rozumiejąc skąd wziął się w mojej torebce.

Nacisnęłam na wyświetlacz, lecz był tam kod do wpisania. Skrzywiłam się. Dojrzałam jednak wiadomość nad kodem.

– „Podwajam stawkę. Jak ci się uda ją wyrwać to pożyczę ci samochód na dwa dni” – przeczytałam nie rozumiejąc, co właśnie znalazłam.

– To nie twój telefon? – zapytałam myśląc, że może należy do niego.

– Mój jest tu. – Pomachał mi przed oczami czarnym modelem. – Pokaż go.

Podałam mu urządzenie nie wiedząc, co chce z nim zrobić. Obejrzał go, przeczytał wiadomość i nagle się skrzywił.

– Widać tam numer tej osoby, może zadzwonię, żeby zobaczyć, do kogo należy ten telefon. Wypadałoby go oddać – zaproponowałam zmieszana tą sytuacją.

Wyciągnęłam swój biały telefon i po kolei wpisałam numer. Już miałam naciskać zieloną słuchawkę, gdy Ethan jednym ruchem wyrwał mi z ręki telefon.

– Ja zadzwonię! – oznajmił rozkojarzony czymś trzymając swój telefon w jednej dłoni.

Zdziwiona nie miałam zbytnio nic do powiedzenia. Telefon i tak już został mi odebrany, więc wzruszyłam ramionami pozwalając mu zadzwonić.

Wydawał się dość podenerwowany, jego noga zaczęła drżeć i stukać o panele. Unikał mojego wzroku wysłuchując, gdy pojawił się sygnał. Nagle schował rękę ze swoim telefonem za siebie.

– Nie odbiera – odrzekł próbując ukrócić temat.

– Zadzwonię potem jeszcze raz – stwierdziłam odkładając go do torebki.

– Ale po co? – dopytał dziwnie podirytowany. – Właściciel sam zadzwoni na ten numer, więc nie masz powodu dzwonić do kogoś. Lepiej nawet będzie jak zostawisz go mi, jak się odezwie to zwrócę telefon. – Schował telefon do kieszeni.

– Zbierajmy się! – Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć zarządził powrót.

Wyszliśmy z mieszkania chłopaka kierując się do windy. Mijaliśmy długie korytarze oświetlone żyrandolami z kryształów. Byłam w szoku. Nawet taki zwykły korytarz mógł być tak przepiękny. W porównaniu z tym, nasz przedpokój w szarym kolorze oraz z niedziałającą lampą to była miła odmiana.

W oczekiwaniu na windę odblokowałam swój telefon zaglądając do otrzymanych wiadomości. Od wczoraj tata dzwonił do mnie z dziesięć razy. Przesunęłam palcem po ostatnich połączeniach, lecz nie doszukałam się mamy. Westchnęłam. Wciąż musiała mnie nienawidzić. Mój wzrok jednak przykuła wiadomość od Jordana wysłana z samego rana.

– „Spotkajmy się, chcę porozmawiać i przeprosić. Będę czekać, dopóki nie przyjdziesz” – przeczytałam otwierając wiadomość z detalami i miejscem spotkania.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć od razu po przeczytaniu zaznaczyłam ją by dodać ją do kosza, lecz przy potwierdzeniu wstrzymałam się. Coś próbowało mnie utrzymać z dala od przycisku „Kasuj”. W głębi serca bałam się, że jeśli teraz usunę tą wiadomość to stracę przyjaciela. Zacisnęłam pięść myśląc o tym, co powinnam z tym zrobić.

– Dobra Kayla, po kolei naprawiasz relacje ze wszystkimi. Tutaj też dasz radę… – pomyślałam odpisując.

Postanowiłam się z nim spotkać. Nie chciałam uciekać od problemów. Ethan miał rację, jeśli mam być tą, która pokazuje innych błędy, powinnam również być przy nich by im pomóc zmienić to jak postępują, a nie tylko uciekać w obawie, że ktoś mnie znienawidzi.

– Nie wracam jeszcze, nie musisz mnie odprowadzać – wyjaśniłam wchodząc, jako pierwsza do windy.

– Znowu uciekasz?

– Nie. Właśnie, odwrotnie. Dzięki za wszystko – odrzekłam zerkając w jego brązowe oczy.

Staliśmy na wprost siebie. Byłam mu naprawdę wdzięczna. Całkiem zapomniałam o naszej kłótni po przebudzeniu. Nie była już dla mnie istotna. Teraz zerkałam na chłopaka, który w końcu otworzył się, choć trochę na mnie. Uśmiechnęłam się podchodząc bliżej. Stanęłam mniej niż pół metra od niego. Moje podejście musiało go zaskoczyć, gdyż podniesione brwi i rumieńce od razu namalowały się na jego twarzy.

– Dziękuję za pomoc – podziękowałam ciepłym tonem, po czym stanęłam na palcach całując go w policzek.

Zanim otworzył usta by mnie okrzyczeć za to, co zrobiłam wróciłam do windy wciskając parter na guzikach. Drzwi się powoli zamykały, a ja ostatkiem sekund zerknęłam na jego zaskoczoną twarz. Stał jakby go zamurowało. Rozbawiło mnie to. Z lekkim uśmiechem i satysfakcją, że odważyłam się na to, zjechałam na dół wieżowca.

Udałam się na najbliższy przystanek autobusowy by spotkać się z Jordanem. Musiałam z nim porozmawiać. Bałam się tej rozmowy, gdyż wiedziałam, że albo się pogodzimy albo nasze drogi rozejdą się na zawsze. Martwiło mnie to. Mimo wszystko miał rację podczas naszej ostatniej rozmowy. Nie wiedziałam, czego chcę ani co powinnam zrobić. Byłam zagubiona we własnych myślach i czynach. Chciałam wreszcie tego zaprzestać. Stać się sobą, Kaylą, która nie boi się być tym, kim jest i nie gra kogoś innego jak dotychczas. Pragnęłam w końcu mówić to, co chcę i zachowywać się tak jak uważam. Uświadomił mi to wszystko, więc byłam mu wdzięczna.

Po prawie godzinnej jeździe wysiadłam na wybrzeżu, gdzie oczekiwałam na Jordana. Napisał mi w wiadomości, że chce się tutaj spotkać, więc rozejrzałam się wokoło w jego poszukiwaniu. Na plaży zebrały się tłumy tak jak i w wodzie. Od razu po wyjściu z pojazdu usłyszałam huk i wrzaski. Zebrała się pokaźna grupka grająca w gry. Spojrzałam zaciekawiona schodząc po schodkach na plażę. Rozłożono zjeżdżalnie, przez którą wiele osób było w pianie. Po zjeździe osoba miała za zadanie wypić piwo z kubeczka, a później przejść przez limbo. Uwielbiałam to, lecz dzisiaj nie miałam ochotę na dołączenie się.

Podchodząc bliżej dojrzałam znajome twarze ze szkoły. Nawet w tłumie dziewczyn ujrzałam Scarlet, która wydawała się już flirtować z kimś innym. Przewróciłam oczami widząc, że chyba przypodobała się chłopakom z North Side.

– Gdzie ten Jordan? – pomyślałam przechodząc obok bawiącej się grupy.

Podreptałam po piasku wzdłuż wybrzeża nie wiedząc, dokąd nawet iść. Wyjęłam telefon zerkając czy może dostałam jakąś nową wiadomość. Oczywiście, niczego tam nie było. Od razu wybrałam numer szatyna i zniecierpliwiona stanęłam w miejscu. Słuchałam po kolei trzech sygnałów nie rozumiejąc, co to ma być. Umówiliśmy się, a jego wciąż nie było. Podirytowana miałam już zamiar zostawić mu wiadomość głosową, gdy nagle poczułam na plecach zimny strumień wody. Pisnęłam czując jak chłodzi całe moje plecy.

– Co to ma być?! – krzyknęłam rozglądając się w około w poszukiwaniu dzieci z pistoletem na wodę.

Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam Jordana. Stał w krótkich szortach, bez koszulki trzymając przeźroczysto czerwony pistolet na wodę. Z wielkim uśmiechem niczym dziecko z podstawówki śmiał się z mojej reakcji.

– Co tam Kiki, za mokro? – zapytał rozbawiony.

– Jordan! – krzyknęłam idąc w jego stronę. – Co ty wyrabiasz?!

– Walczmy – oznajmił. – W końcu się pokłóciliśmy, potrzebna nam jest broń.

– Przyświeciło ci za bardzo słońce? – zapytałam nie mogąc uwierzyć w to, co powiedział.

– Bierz, albo lepiej znajdź sobie kryjówkę – odparł podając mi drugi pistolet.

– No błagam. Nie mamy dziesięciu lat.

– Tik, tak – zaczął odliczać wciąż rozbawiony.

Chwyciłam od niego broń odchodząc na parę metrów. Stanęliśmy na wprost siebie zerkając sobie w oczy. Starałam się nie pozwolić by jego klatka skusiła mnie na tyle by oderwać wzrok od jego ruchów. Niestety była zbyt pociągająca, a szczególnie przez mieniącą się niczym brokat skórę w tym świetle dnia. Odwróciłam wzrok, co dało przewagę Jordanowi. W tej samej chwili oberwałam po raz kolejny wodą. Tym razem w brzuch. Nie chciałam być gorsza, szybko nakierowałam pistolet w jego stronę, oblewając jego ramię, a następnie plecy. Powoli zaczął ociekać wodą. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Rozbawiona tym wszystkim zaczęłam gonić za nim tam i z powrotem. Co jakiś czas potykaliśmy się na piasku, wywijając orły i od razu wstawaliśmy gotowi do dalszej walki. Dawno tak dobrze się nie bawiłam.

Po godzinach w piachu i wodzie usiadłam wykończona. Zostawiłam pistolet obok mnie czując, że przegrałam starcie. Jordan podszedł do mnie cały spocony, również ze zmoczonymi włosami. Przysiadł przyglądając się jak fale uderzają o piach.

– Przepraszam za tamto, naprawdę przesadziłem… – powiedział spuszczając głowę.

– Nie. Jednak miałeś rację. To wszystko było prawdą, nie wiedziałam, czego chcę, ani w ogóle, co robię z własnym życiem – wyjaśniłam dziękując mu przy tym.

– Przemyślałam to wszystko i zaczęłam naprawiać swoje życie – dodałam lekko się uśmiechając. – Chciałam się z tobą pogodzić. Nie chcę cię stracić.

– Nie stracisz, zawsze będę po twojej stronie Kiki – Spojrzał na mnie poważnym wzrokiem sprawiając, że mnie to trochę speszyło. – Nie ważne jak daleko będę od ciebie…

– Co takiego?

– Wyjeżdżam. Dostałem się do drużyny narodowej, więc jadę w tym tygodniu na ostateczny test, a jeśli mi się uda zostanę w Nowym Jorku…

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Odebrano mi mowę. Nie sądziłam, że kiedyś usłyszę od Jordana, że zniknie z mojego życia. Czułam, że łzy same próbują wydostać się z mojego ciała. Przygryzłam wargę nie chcąc by złamał mi się głos. Spojrzałam mu w migdałowe oczy i próbując jedynie obdarować go szczęściem uśmiechnęłam się.

– Gratulację! – wydusiłam z siebie powstrzymując łzy. 

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz