czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział VII]

 


Z samego rana obudziły mnie świergoty ptaków za oknem. Oczywiście, nie mogły wybrać innego dnia, tylko akurat ten, gdy byłam tak wykończona, że aż sama obecność poduszki na prześcieradle mnie irytowała.

Przewracałam się w łóżku, myśląc o wczorajszej kartce od taty. Wciąż nie chciało mi się pomieścić to w głowie. Obiad był dla niego ważniejszy niż moje urodziny. Z drugiej strony przynajmniej przeprosił, a mama kupiła tort. Miałam po części mętlik w głowie. Pogubiłam się już w tym wszystkim. Z jednej strony chciałam wrzeszczeć, a z drugiej płakać. Wczoraj wszystko wydawało się takie proste, zanim wróciłam do domu. A teraz, zamiast być wściekłą na rodziców czułam się zagubiona i gdybałam, co by było, jakbym wróciła wcześniej. Do tego dzisiejszy obiad. Ominął mnie tort, jak i miły gest ze strony mamy, przez co czułam się winna.

– Chyba jednak na serio powinnam pójść – pomyślałam, przewracając się z jednego boku na drugi.

Westchnęłam, wstając z łóżka. Czułam, że i tak już nie zasnę. Chwyciłam za laptopa i siadając do biurka, otwarłam plik tekstowy, który otwierałam raz w tygodniu. Był to mój dziennik, w którym zapisywałam najważniejsze rzeczy z mojego życia.


Od kiedy pamiętam, uważałam się za nieśmiałą osobę, która nie potrafiła pokazywać swojej prawdziwej twarzy. Zmuszałam się do wielu rzeczy, grając lepszą wersję siebie, żeby zaimponować innym. Dziennik pomagał mi zapamiętać ważne dla mnie chwile, gdy byłam sobą. Pokazać, kim naprawdę jestem i nie bać się osądu ze strony innych.

Na samą myśl co przydarzyło mi się w tym tygodniu, westchnęłam głośno, osuwając się na fotelu. Ponowne spotkanie Ethana, czy też sam Jordan i jego zachowanie — Taniec przy jego olśniewającej klacie sprawiał, że gubiłam słowa, chcąc opisać to zdarzenie.

Po nowym wpisie w dzienniku, przez następnych parę godzin zajmowałam się projektem, który niedawno zaczęłam. Od dziecka uwielbiałam malować, a teraz będąc już starsza, zajęłam się zleceniami, dzięki którymi mogłam sobie zarobić trochę pieniędzy. Malowałam różne rzeczy. Zaczynając od tworzenia projektów tatuaży po zadania domowe na zajęcia plastyczne. Aktualnie szkicowałam wilka, używając ołówków i niebieskiego cienkopisu. Chciałam go dodać do swojej kolekcji rysunków na ścianie nad łóżkiem – W tym miejscu nie było można już nawet ujrzeć fioletowej farby, w którym kolorze był mój pokój. Przypominało to wszystko bardziej mural połączony z wielu rysunków i szkiców.

Jako trójka rodzeństwa podzieliliśmy się dość równo zainteresowaniami. Ja byłam artystką ze skrytą osobowością chcącą wreszcie pokazać skrzydła. Clarrie natomiast, kiedy śpiewała i tańczyła była niczym lilia w rozkwicie. A co do Marca to nie wiem, kto przegapił, żeby dać mu jakiś talent, ale jak dotąd jego największym osiągnięciem był maraton między swoim komputerem a łazienką na parterze, kiedy mama wyjechała i tata musiał nam gotować.

Nagle usłyszałam stukot do drzwi. Trochę zaskoczona, że w sobotę rano moja rodzina nie odsypia, odpowiedziałam „proszę" czekając, kogo to do mnie przyniosło. Po chwili ujrzałam blond kosmyki wystające z lekko rozwalonego już koka oraz zaspane oczy mamy, które natychmiastowo zmierzyły mnie wzrokiem.

– Kiedy wróciłaś? – zapytała wciąż chyba niedowierzająco, że stoję na wprost niej.

– Koło dwudziestej pierwszej. Nie chciałam cię budzić – wyjaśniłam, chcąc uniknąć tematu imprezy.

– A więc to ty zjadłaś tort... – westchnęła z grymasem na twarzy.

– Coś nie tak? Chyba i tak był dla mnie...

– Nawet jeśli to kultura tego wymaga, żeby chociaż się podzielić, a nie zjeść cały sama.

– Spałaś, tata pewnie też, a skrzat siedział u siebie.

– Kayla wyrażaj się!

– No co? Mogłam go gorzej nazwać – burknęłam, zerkając na powiadomienie na laptopie od Bell.

– Jak już go zjadłaś to, chociaż mogłaś posprzątać za sobą, a nie jeszcze na mnie zrzucać obowiązki.

– Posprzątałabym, ale nie chciałam cię obudzić, rzucając talerzami w zlewie – odparłam, przewracając oczami.

– Skoro i tak wstałaś, to leć posprzątać, nie mam siły nawet cię upominać. Nie mogłabyś sama na to wpaść? Zajęłabyś się czymś, a nie tylko wychodziła ze znajomymi – zaczęła się już skarżyć mama.

– To rozpisz grafik między mną, a skrzatem to pogadamy.

– Jest za młody, żeby sprzątać – warknęła.

– Na litość ma dwanaście lat. To nie niemowlak.

– Nie chcę kolejny raz wymieniać wszystkich garnków w kuchni – odparła nieugięta. – Ty się tym zajmij. Może, chociaż wtedy kuchnia nie wybuchnie.

Przypomniałam sobie wtedy jak pół roku temu Marc podczas jednego dyżuru mamy i nieobecności taty próbował sobie podgrzać obiad. Zazwyczaj ja to robiłam, jednak akurat tego dnia skończył wcześniej zajęcia i wrócił do domu. Czekała na niego potrawka z kurczaka z ryżem. Niestety przez to, że tata dopiero, co wymienił mikrofalówkę na nową, to Marc nie nauczył się jeszcze jej obsługiwać i postanowił samemu odgrzać obiad na kuchence. Na nasze nieszczęście... Postawił ryż, który spalił doszczętnie na wiór. A jeśli chodzi o kurczaka, to pierwszy raz widziałam, by kurczak aż tak się skurczył podczas gotowania. Byłam w szoku po zajrzeniu do garnków, gdy już opanowałam cały dym i wyłączyłam alarm pożarowy. Nigdy chyba nie zapomnę tych obłoków i zapachu spalenizny w kuchni. Od tamtej pory nie pozwalaliśmy mu tam wchodzić, nie wspominając już o grzebaniu w łazience, gdzie zapomniał zakręcić wodę. Tata miał niezłą kąpiel po otwarciu drzwi...

– Niech ci będzie. Zaraz to zrobię – zgodziłam się, kalkulując sobie wszystko.

Zrozumiałam, że jeśli pozwolę Marcowi coś robić, to będę mieć jeszcze więcej sprzątania, co nie było zbyt opłacalne.

– O której ma być ten obiad? – zapytałam, chcąc sobie zaplanować dzień.

– Koło trzynastej. Idziemy zjeść do Orchidei.

– Ta stara burgerownia na rogu? – dopytałam zaskoczona, że mama się na nią zgodziła.

– Na szczęście twój tata tym razem nie wybierał, więc nie. Orchidee zlikwidowano i wybudowano włoską restaurację, ale nie wiem, jak się nazywa.

– Całe szczęście, zawsze śmierdziało mi tam olejem.

Jak tylko pomyślałam o tej burgerowni, to niedobrze mi się robiło. Blaty były pokryte okruszkami, wszystko wydawało się tam zatłuszczone, a do tego lekko obdarte pufy nie pomagały, by to miejsce było dobrze postrzegane.

Od kiedy Pani Scott umarła dwa lata temu jej mąż nie potrafił robić tych samych burgerów, a cały lokal popadł w ruinę. Było to ulubione miejsce mojego taty, ale od wypadku samochodowego właścicielki nie odwiedził go już więcej.

Mama bez zbędnych komentarzy zamknęła drzwi, zostawiając mnie samą z laptopem, gdzie aż korciło mnie, by sprawdzić skrzynkę odbiorczą, wiedząc, że Bell do mnie napisała.

– „Natychmiast sprawdź profil Cassidy!" – przeczytałam nie wiedząc, o co chodzi.

Nie rozumiałam, co się dzieje takiego, jednak posłuchałam przyjaciółki, zaglądając tam, gdzie mi kazała. Cassidy na swoim profilu z tego, co wiedziałam, nagrywała moją imprezę. Rzuciłam okiem na przesłane filmiki. Mój wzrok przykuła miniaturka z Ethanem i Scarlet. Pierwszy raz nacisnęłam tak szybko okno, by obejrzeć to, co za tym się kryje.

– „Przewiń sobie do końca filmiku" – odczytałam drugą wiadomość.

Ze zmieszanymi uczuciami wykonałam polecenie, będąc ciekawa, co takiego zostało nagrane. Nagle moim oczom ukazała się rozmowa owej dwójki, o której mówiła mi Bell u siebie. Wszystko zgadzało się z tym, co słyszałam. Byłam w szoku. Naprawdę stał się prawdziwym playboyem nierozumiejącym uczuć innych. Przyglądnęłam się jego wyrazowi twarzy, widząc jego uśmiech podczas zrywania ze Scarlet. Wydawało mi się, że widzę całkiem inną osobę, niż znałam kiedyś. Wiedziałam o tym od dawna, jednak nie chciałam tego zaakceptować. Miałam minimalną nadzieję, że to tylko może jakiś bunt, który mu przejdzie, lecz im dłużej się temu przyglądałam, tym było gorzej.

– Niezła afera – odpisałam, nie chcąc wnikać w szczegóły.

Zamknęłam laptopa, po czym zbiegłam na dół, chcąc posprzątać, tak jak prosiła mnie mama. Zabrałam się za mycie naczyń i wymycie podłóg. Obowiązki nie należały do najprzyjemniejszych, lecz czasami mogłam przy nich spokojnie pomyśleć, więc nie uznawałam ich za najgorszą karę, jak co poniektórzy moi znajomi. — Tak, mowa tutaj o Jenn, która jest chora, gdy podaje jej się miotłę.

– Znowu coś nawyprawiałaś i musisz sprzątać? – odezwał się irytujący głos dobiegający ze schodów.

– Zamknij dziób – warknęłam natychmiastowo.

Od razu po wypowiedzeniu tych słów skrzat zaszedł czerwienią, a raczej fioletem i cały przerażony odwrócił się na pięcie, pozostawiając jedynie kurz, kiedy wbiegał do pokoju. Nawet nie ujrzałam jego twarzy, jedynie mignęła mi czerwona koszulka, w której chodził od trzech dni.

Westchnęłam, chcąc, by ten dzień się już skończył, a przynajmniej nadszedł już ten obiad. Pomimo zjedzenia płatków z mlekiem czułam, że brzuch dopominał się o następne danie. W sumie, co się dziwić, sprzątałam od szóstej rano, a była dziewiąta.

© Wszystkie prawa zastrzeżone


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz