czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział XXXI]

 



Wzdrygnęłam się zaskoczona jego tonem. Odłożyłam wiosło zalecając się do jego prośby i obserwując okolicę podziwiałam szumiące drzewa na wietrze, jak i promienie słońca na tafli wody.

Płynęliśmy w sumie tego dnia przez około siedem godzin z przerwami na lunch i kolację. Co jakiś czas pomagałam wiosłować Ethanowi, lecz gdy poczułam nadgarstek od razu kazał mi odpoczywać. Większość drogi przebył samemu. Było mi wstyd. Nie po to pojechałam na ten obóz by inni płynęli za mnie. Również chciałam wiosłować, lecz rozumiałam, że czym prędzej rana się zagoi tym szybciej będę mogła normalnie funkcjonować.

Zanim się zorientowaliśmy, przed zachodem słońca dopłynęliśmy do wyspy. Zachód pięknie wyglądał na tle koron drzew w zielonym kolorze oraz łąk. Wydawałoby się, że jest to całkiem inny świat, bajkowa kraina.

– Ale tutaj jest pięknie – powiedziałam zdumiona widokiem.

– To jedno z piękniejszych miejsc.


Przepływaliśmy obok ogromnych polan, których złoty kolor przez promienie słońca wydawały się obdarowywać nas złotem. Nie ważne, gdzie nie spojrzałam od razu mój wzrok był przyciągany przez ten widok. Wiatr, który zawiał od lądu był miłą odskocznią od zimnego powietrza na środku jeziora.

Powoli kajaki przed nami zaczęły spływać na wybrzeże. Poszliśmy za ich przykładem i zamykając kolumnę dopłynęliśmy, jako ostatni sprawdzając czy aby na pewno nikt nie został w tyle. Z tego, co zauważyłam to parę osób miało dość wiosłowania i przeniosło się do barki. Moja rana natomiast nie bolała już tak jak na początku. Wydawałoby się, że powoli się zasklepiła, przez co Ethanowi chciałam odebrać powód do wiosłowania jutrzejszego dnia.

– Niesamowite – przyznał chłopak wpatrzony w zachód.

– Nawet piękniejszy niż z twojego tarasu – odparłam porównując te dwa zachody.

– Nie ma tu co porównywać, tam jest miasto, a tutaj jesteśmy wśród przyrody.

Ethan popchnął kajak na piasek, a ja od razu wyskoczyłam na plażę chcąc jeszcze nacieszyć się urzekającym widokiem. Uwielbiałam takie miejsca, pełne przyrody, które dawały do myślenia czy wciąż jesteśmy na Ziemi.

– To koniec płynięcia na dzisiaj – oznajmił. – Odpocznij trochę na barce.

Po powiedzeniu tego wyminął mnie kierując się na barkę. Szybkim tempem powędrowała za nim. Szłam krok w krok za jego śladem z tymi samymi korytarzami, co do swojej kajuty. Zauważyłam, że Ethan, co jakiś czas odwracałam się lekko do tyłu sprawdzając czy dalej za nim idę. Czułam się zakłopotana tym.

– Kayla aż tak bardzo chcesz mi się wprosić do pokoju? – zapytał nagle się zatrzymując.

Zaczerwieniłam się tak bardzo, że przez chwilę nie byłam w stanie nawet odpowiedzieć.

– Skądże – zaprzeczyłam zdziwiona. – Wracam do kajuty.

– Jesteś pewna? – Podszedł do mnie delikatnie przejeżdżając palcami po mojej szyi wywołując gęsią skórkę na moim ciele.

– Tak! – burknęłam próbując wybić się z jego przyciągającego tonu głosu.

– W takim razie pochwal się, gdzie jest twoja kajuta, wtedy tylko cię uniewinnię – powiedział śmiejąc się.

– Mieszkam pod dziewiątką – oznajmiłam pokazując za jego plecy na numerek na drzwiach. – Na razie – pożegnałam się wymijając go uwodzicielsko.

Weszłam do środka, po chwili usłyszałam jak drzwi obok również się zamykają.

– Czyli tutaj mieszka – pomyślałam podnosząc lewy kącik ust.

– Kayla, może się dołączysz. Głosujemy, kto ma lepszą klatę, czy John czy Joshua – Mia zrobiła mi trochę miejsca na jej łóżku bym usiadła.

– Nie wiem jak wy, ale ja aż się rozpłynęłam od tego sześciopaku – powiedziała rozmarzona Liz przygryzając wargę. – Z chęcią bym go bliżej poznała. Wiecie o co chodzi – Uśmiechnęła się najwyraźniej kombinując jak to zrobić.

– W sumie wiesz, obóz wciąż trwa. – Spojrzała na mnie.

– I to jest nastawienie! Zresztą, kto by mi się oparł – odrzuciła włosy do tyłu dumna z siebie.

Przewróciłam oczami.

– To co może jakiś zakładzik? – zapytała wyczuwając już w tym zysk.

– Co masz na myśli?

– Załóżmy się kto będzie pierwszy.

– Ale w czym?

– Czy ja się prześpię szybciej z Joshuą, czy może ty z Ethanem. Przecież to oczywisty zakład. Każdy widzi, jak się ślinisz na jego widok – zaśmiała się mierząc mnie wzrokiem. – Więc rusz może w końcu ten tyłek i zacznij coś robić!

– Chyba cię pogięło. Źle to zrozumiałaś.

– Ta, jasne. Mia a ty co sądzisz?

– Przepraszam Kayla, ale chyba nie bez powodu za nim latasz, prawda?

Westchnęłam czując, że wrócenie do kajuty było złym rozwiązaniem. Nie miałam ochoty tłumaczyć im mojego zawikłanego życia uczuciowego.

– Czyli umowa stoi? – dopytała pomimo mojej odmowy.

– Liz do cholery, mówię, że w to nie wchodzę.

– Kayla no błagam – przybliżyła się do mnie. – Nie mów mi tylko, że nie chciałabyś... no wiesz... – szepnęła mi do ucha sprawiając, że dałam się ponieść wyobraźni.

– Nie każ mi być twoją pomocą seksualną. Weź się w garść dziewczyno, bo jak nie... – przystopowała na chwilę znowu się pochylając nade mną – to ja ci go ukradnę. – Zmierzyła mnie spojrzeniem z rozbawieniem, jakby wiedziała, że i tak nic jej nie zrobię. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej Liz. Zmroziło mi krew w żyłach, a serce zaczęło mi szybciej bić.

– A jak jest stawka? – zapytałam nie chcąc by Liz poczuła, że już wygrała.

– Przegrana będzie musiała umówić się z kimś, kogo wskaże osoba, która wygrała – oznajmiła Liz. – A wygrana jest oczywista, zgarnięcie chłopaka.

– Umowa stoi? – podała mi dłoń.

Spojrzałam na nią niepewnym wzrokiem, lecz nie chciałam dać jej satysfakcji, a tym bardziej pozwolić się kręcić wokół Ethana.

– Stoi – oparłam mocno ściskając jej dłoń.

– W takim razie, ja już lecę na podbój – Liz wykonując mały piruet poszła do drzwi. – Powodzenia Kayla – uśmiechnęła się do mnie z pogardą, na co aż się wzdrygnęłam.

Zaczęłam się bać. Nie ważne, ile siedziałam w pokoju. Chodziłam od kąta w kąt. Mia powoli zaczęła się nawet irytować moim zachowaniem i poprosiła, żebym usiadła. Nie byłam, jednak w stanie. Niecierpliwiłam się. Zerkałam na zegarek i przechodziłam z nogi na nogę.

– Nie no mam tego dość – pomyślałam wybiegając z pokoju.

Musiałam wydać się prawdziwą wariatką. Nie przeszkadzało mi to. Nie mogłam pozwolić by Liz się udało odebrać mi Ethana. Bałam się tego. Chciałam jak najszybciej go znaleźć. Czym prędzej przystanęłam przy drzwiach naprzeciwko mojego pokoju od razu pukając do środka. Nikt nie otwierał. Zapukałam jeszcze raz, lecz tym razem głośniej. Nie było go najwyraźniej w pokoju, więc już miałam pobiec dalej, gdy drzwi się otworzyły.

– Ethan! – zaczęłam nagle dostrzegając Leah, która otwarła mi drzwi. – Blondynka z lekko mokrymi włosami była zawinięta w ręcznik.

– O co chodzi? – zapytała zaskoczona moją obecnością.

Stanęłam jak wryta, poczułam się przytłoczona tym. Nie sądziłam, że to nie Liz mnie uprzedzi, lecz Leah. Przygryzłam język nie chcąc ponieść się emocją i jej zaraz nie potargać po włosach.

– Nic, przepraszam – Spuściłam wzrok.

– Leah, kto to? – zapytał męski głos za nią.

Podniosłam wtedy wzrok, słysząc inny głos. Liam stał również okryty ręcznikiem za Leah. Podszedł do nas.

– Wyczucie czasu – zaśmiał się na co o mało nie spaliłam się ze wstydu.

– Szukam Ethana – odrzekłam myśląc, że może pomyliłam pokoje.

– Z tego co wiem to szedł na plażę przy północnej zatoczce.

– Dzięki, przepraszam za przeszkodzenie – odparłam odwracając się na pięcie.

Pobiegłam korytarzem aż na pokład barki skąd rozejrzałam się czy może jeszcze gdzieś tutaj nie jest. Niestety nie dostrzegłam go nigdzie. Zbiegłam po kładce na piach i z utrudnionym biegiem udałam się ku północnej zatoczce. Było już ciemno, powoli pierwsze gwiazdy pojawiały się na niebie, a księżyc rozświetlił ciemności całej wyspy. Poświata pięknie odbijała się w tafli wody, która delikatnie falowała pod wpływem wietrzyka. Udałam się skrótem przez las. Mijając konary i wyższe krzaki próbowałam przeskakiwać przez przeszkody. Uwielbiałam to. Czułam się niczym sarna goniąca przez las z taką gracją, że nic mnie nie mogło zatrzymać.

Nagle usłyszałam w oddali czyjś śpiew i grę na gitarze. Zaskoczona przyśpieszyłam tempa i gdy już byłam niedaleko cicho zakradłam się za zarośla sprawdzając, kogo usłyszałam. Ukryta w cieniu drzew odsłoniłam dwie gałązki zerkając, kto tak przepięknie grał, że aż moje serce wypełniło ciepło.

– Ethan – pomyślałam dostrzegając jego czarną czuprynę i gitarę, którą widziałam w jego pokoju.

Siedział na pniu obok iskrzącego się ogniska, które oświetlało najbliższą przestrzeń. Śpiewał piosenkę o miłości, która chwyciła mnie za serce. Wydawał się być pochłonięty grą i myślami. Znowu jakby był nieobecny duchem. Czułam się bardziej, jakby mnie zaczarował. Sam całkiem odleciał i to nie przez nawdychanie się ziółek. 

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz