czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział XIV]

 



Kiedy zeszłam na śniadanie wciąż czułam jakby bomba wybuchła w mojej głowie. Rumieńce aż paliły mnie od środka. Wzrokiem uporczywie szukałam Jordana. Unikanie go byłoby najlepszym pomysłem, lecz z drugiej strony fakt, że byłam w jego domu zbytnio mi nie pomagał. Nie wiedziałam czy los sobie ze mnie kpi czy po prostu moje życie jest jakimś programem telewizyjnym pod tytułem największy absurd...

Siedziałam przy stole obok Jenn, która co jakiś czas zerkała na mnie. Irytowało mnie to niezmiernie, lecz byłam jej wdzięczna, że nie zaczyna tematu, który aż sunął się na język. Naprzeciwko mnie usiadł Jordan, który wydawał się funkcjonować jak zazwyczaj. Gdyby nie spojrzenia Jenn pomyślałabym, że nic się wcześniej nie stało. Jedyną nieświadomą tego zajścia w łazience była Bell, która w najlepsze rozmawiała sobie z Veronicą o konkursie cukierniczym, w którym miały wziąć udział, jako matka i córka.

– Kiki nalać ci soku? – zapytał Jordan ubrany w białą bluzę trzymając w dłoni dzbanek.

– Poproszę.


Uśmiechnął się podając mi napełnioną szklankę. Po czym spojrzał na mnie nie odwracając wzroku od moich oczu. Poczułam się dość niekomfortowo. Próbowałam uniknąć jego przeszywającego spojrzenia, lecz bezskutecznie, czułam go na całym ciele.

W końcu zerknęłam na niego. Spuścił wzrok co mnie dość zbiło z tropu. W tej samej chwili poczułam w kieszeni spodni wibracje. Wyjęłam niepostrzeżenie telefon pod stołem sprawdzając dostaną wiadomość.

– „Pogadamy po śniadaniu?”

– „Nie ma o czym, przepraszam za tamto. Zapomnijmy o tym” – Ukróciłam temat nie chcąc wnikać w szczegóły. Wolałam żebyśmy udawali, że nic się nie stało.

Spojrzał na mnie skrzywiony, po czym odpisał po raz ostatni odstawiając telefon.

– „Ani mi się śni, żeby zapomnieć o twoich słodkich ustach”

Wytrzeszczałam oczy widząc wiadomość, zerknęłam na niego, a on w odpowiedzi puścił mi oczko. Na szczęście naszą wymianę spojrzeń i min przerwał ojciec rodzeństwa.

– Jordan, kiedy przyjdą wyniki?

– W tym tygodniu z tego co wiem.

– Jakie wyniki? – dopytała Jenn zaciekawiona.

– Przejścia pierwszej tury rekrutacji do drużyny narodowej – wyjaśniła Veronica.

– Rany Jordan, gratulację! – powiedziałyśmy chórem z Jenn.

Chłopak podziękował, lecz od razu zmienił temat na Bell i jej konkurs cukierniczy. Najwyraźniej nie chciał, żeby mówiono o nim. Zazwyczaj nie lubił, jak już każdy gratulował mu sukcesów zanim rzeczywiście powiodły się w stu procentach. Trochę go rozumiałam. W podstawówce też przeżyłam rozczarowanie na konkursie lekkoatletycznym, gdy myślałam, że będę pierwsza, aż tu nagle skręciłam kostkę i zgarnęłam twarzą piach ze stadionu.

Po zjedzeniu śniadania Bell poszła umyć naczynia, a ja z Jenn postanowiłyśmy się pożegnać i wracać do siebie. Nie wiedziałam czy to już tradycja, że wracając od Alzarich w domu czekała na mnie awantura. Tym razem jednak nie byłam tym aż tak przejęta. Zrobiłam wszystko co mogłam by wytrzymać na tym cholernym obiedzie, a zachowanie Ethana było nie na miejscu nawet podczas jedzenia. Wciąż lekko nabuzowana na samą myślą o tym dupku wyszłam do ogrodu by pożegnać się z ostatnim domownikiem — Rufusem.

– Jak tam mały? – Podeszłam czochrając go po niczym lwiej grzywie w białym kolorze.

– Gorąco musi ci być w takim futrze, co nie?

Rufus od razu zaczął dreptać wokół mnie tworząc koła. Im dłużej go głaskałam tym bardziej zaczął machać ogonem i chciał się bawić. Przyniósł mi swoją ulubioną gumową zabawkę w kształcie kurczaka. Cała obśliniona i obrzydliwa dla innych była niego wielkim skarbem. Z tego co opowiadała mi Bell to jego zabawka z czasów bycia jeszcze szczeniakiem i nigdy się z nią nie rozstawał.

– Chcesz się pobawić? – zapytałam udając słodki głosik.

Chwyciłam dwoma palcami zabawkę by zbytnio nie ubrudzić się w ślinie, która i tak zazwyczaj kończyła na moich jeansach. Nie cierpiałam tych plam. Zawsze siedziałam potem godzinę w łazience próbując je doczyścić. Raz nawet na urodziny Rufus chcąc złożyć mi życzenia, przynajmniej mam nadzieję, że to dlatego rzucił się na mnie gdy miałam czarną sukienkę w kratkę. Po tym nokaucie, który skończył się posadzeniem mnie na ziemi musiałam pożyczyć ubrania od Bell. Nawet nie chcę wspominać, ile kosztowała mnie ta sukienka, specjalnie kupiłam ją na tą imprezę...

Rzuciłam zabawką za pobliski żywopłot chcąc by pies trochę pobiegał. Sekundę po tym usłyszałam jak zamiast w ziemię kurczak uderzył w kogoś. Zaniepokojona wstałam z trawy chcąc pobiec sprawdzić co się stało. Poszkodowany jednak był szybszy. Jordan wyszedł zza krzaków trzymając kurczaka w jednej dłoni, a drugą gładził się po głowie.

– Masz niezłego cela Kiki...

– Przepraszam Jordan, nie sądziłam, że ktoś tam będzie.

– Nie no rozumiem. Należało mi się oberwanie czymś. Ale nie sądziłem, że na swoją broń wybierzesz obślinioną zabawkę – zaśmiał się chłopak. – Kreatywnie nie powiem.

– To nie tak... – zaczęłam, lecz sama nie wiedziałam co miałabym odpowiedzieć.

– Przepraszam za wcześniej, trochę mnie poniosło. Nie sądziłem nigdy, że mnie tak zaskoczysz i po prostu trochę przegiąłem. Nie chciałem cię wystraszyć – tłumaczył wydając się czuć niezręcznie tym co zaistniało między nami.

No chyba sobie żartował. To ja go prawie rozebrałam własnymi dłońmi, a nie chwila, przecież to zrobiłam! Na samą myśl kręciło mi się w głowie. Czułam jakbym straciła mowę, jedynie słuchałam nie wiedząc jak odpowiedzieć.

– Możemy porozmawiać o tym?

Jedynie skinęłam głową chcąc by pierwszy zadał pytanie. Miałam nadzieję, że chociaż będę w stanie odpowiedzieć, a przynajmniej trzeźwo myśleć.

– Nawet nie wiesz, jaki byłem szczęśliwy, gdy mnie pocałowałaś. Bałem się, że to sen.

– Może niech pozostanie to snem... – odparłam chcąc skończyć temat bojąc się szczerej rozmowy z nim.

– Kiki, dobrze wiesz, że coś jest między nami. To uczucie, gdy się całowaliśmy było prawdziwe.

– Skąd możesz wiedzieć? – dopytałam unikając jego spojrzenia.

– Szczera miłość inaczej smakuje.

– Bardzo śmieszne – burknęłam podchodząc do niego. – Nie jestem czekoladą.

– Ale smakujesz jak ona – wyjaśnił lekko oblizując wargi. – Z chęcią znowu bym cię skosztował.

Aż znieruchomiałam. Byłam w szoku tego co się właśnie działo. Jordan nie brzmiał jak on. Nigdy wcześniej nie słyszałam od niego takich tekstów, a tym bardziej to zachowanie było niepodobne do niego.

– Przestań się zgrywać i dajmy temu spokój. Tak będzie lepiej... – Spojrzałam mu prosząco w oczy.

– Dla kogo? Ciebie? Czy może nie dopuściłaś do siebie myśli, że coś do mnie czujesz i nie chcesz zdradzać swojego Ethana?

– Przeginasz. Dobrze znasz moją sytuację z nim.

– To dlaczego mnie pocałowałaś? – wtrącił się podejrzliwym tonem.

– Sama nie wiem... – wydusiłam z siebie nie rozumiejąc tego.

– Kiki, znam cię nie od dzisiaj. Bądź ze mną szczera. Kogo naprawdę kochasz? Mnie czy Ethana?

Myślałam, że zaraz zwariuję. Pierwszy raz Jordan wkurzył mnie na tyle, że nie chciałam już z nim rozmawiać. Zmierzyłam go wzrokiem słysząc niewygodny temat dla mnie. Prychnęłam przechodząc obok niego.

– Myślałam, że się przyjaźnimy – burknęłam trącając go ramieniem.

– Robię to dla ciebie Kiki. Pomyśl czego tak naprawdę chcesz...

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz