czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [ROZDZIAŁ I]

 


Gdy niespodziewanie Ethan - pierwsza miłość Kayli powraca do miasta, 17-letnia dziewczyna nie może oderwać od niego wzroku. Czy przypadkowe spotkanie odrodzi stare uczucia i odnowi stare rany?

Witam Was w pierwszym rozdziale przygód Kayli rozgrywających się w San Diego.

 Mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej <3 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Każdego dnia przechodząc ulicami mijałam setki ludzi. Śpieszyli się podążając ku swojemu celu, który ja ostatnio straciłam. Zazdrościłam im tego, gdyż też chciałam wiedzieć, dokąd zmierzam, mieć pragnienia, czy zachcianki. Niestety nie pamiętałam już czasów, gdy ze szczerym uśmiechem biegłam żeby się z kimś zobaczyć czy nawet wyczekiwałam czegokolwiek. Całe moje życie straciło sens, wszystkie barwy wyblakły, a ja czułam jakbym żyła w karuzeli szarości powracającej zawsze do tego samego punku – samotności.

Dość ciekawa ze mnie nastolatka, prawda? Kiedy byłam dzieckiem, myślałam, że kończąc siedemnaście lat, będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Szkoda, że tak bardzo się pomyliłam.

Kiedy obudziłam się z samego rana, spojrzałam zaspana na kalendarz, widząc datę trzeciego lipca, westchnęłam, przewracając się na drugi bok. Pomimo braku chęci wstałam, opuszczając kalendarz przodem do blatu biurka. Nie liczyłam na życzenia tego dnia – I tak na pewno nikt z rodziny nie pamiętał.

Schodząc do kuchni po śniadanie, minął mnie przebiegający mały skrzacik, a raczej mój młodszy brat Marc, który leciał z talerzem tostów do swojego pokoju. Zaskoczyła mnie jego obecność, gdyż zazwyczaj mijaliśmy się, gdy zamykał mi drzwi przed nosem do swojego pokoju. Mało wychodził, od kiedy rodzice kupili mu nowy komputer, więc czułam się w sumie jak jedynaczka. Kto by jednak pomyślał, że kiedyś była nas trójka...

– Kayla pośpiesz się, bo nic nie zostanie jak będziesz tyle czekać na zaproszenie do stołu – pośpieszyła mnie mama, kończąc już śniadanie.

– Nie szkodzi, nie jestem głodna – odparłam, biorąc sok z lodówki.

– Ty nigdy nie jesteś głodna, nie to co twój brat, popatrz, jak dużo zaniósł do swojej jaskini – zaśmiała się blondynka, po której odziedziczyłam kolor włosów.

­­­­­­– Masz tutaj tosty, a ja biegnę do pracy. Mam dzisiaj nocny dyżur, tata wróci w nocy, więc musicie sami dać sobie radę – dodała, podsuwając mi talerz.

– W porządku... – westchnęłam z minimalną nadzieją na, chociaż powiedzenie „najlepszego", jednak szybko ta myśl, jak i obecność mamy w domu zniknęła.

Jedząc drugiego tosta, sprawdziłam wiadomości na telefonie, gdzie czekały już życzenia od znajomych ze szkoły. Przypomnienie na mediach społecznościowych o takich rzeczach nie jest złe, ale szkoda, że normalnie nikt by nie pamiętał. Dla mnie były to po prostu puste słowa, które ktoś napisał z grzeczności — Nigdy mnie nie cieszyły.

Z transu przeglądania profilu obudził mnie dzwonek telefonu, którego o mało nie upuściłam z zaskoczenia.

– Jak się czuje solenizantka? – zapytał donośny głos po drugiej stronie. – Najlepszego Kayla!

– Jesteś kochana Bell, masz dzisiaj czas?

– Jasne, szykuje się imprezka?

– Nie sądzę, tata wraca wieczorem, więc nie zdążymy.

– To co powiesz na wypad nad jezioro? Zaprosi się parę osób i na pewno ci się spodoba – zaproponowała głosem mówiącym, że już i tak podzwoniła po wszystkich.

– W takim razie załatwię resztę, a my widzimy się po południu – dodała uradowana.

Kiedy usłyszałam zakończenie połączenia, uśmiech zszedł z mojej twarzy. Chociaż nie wiem, czy nawet mogłam tym go nazwać. Z jednej strony impreza była czymś, czego bardzo chciałam, ale wiedziałam, że moje urodziny to pretekst, by po prostu się zabawić – zawsze tak było. Bell to typowa imprezowiczka, na której popularności wybiłam się w szkole. Gdyby nie ona to byłabym dawno przypisana do grupki kujonów czy wyrzutków. Teraz za to, jestem całkiem popularna. Tylko że za jaką cenę... nawet nie mogłam być sobą.

Nie chcąc dłużej się nad tym rozwodzić, szybko przebrałam się w sportowe ubrania i zbiegając po schodach, wyszłam przed blok. Przed laty nie cierpiałam tej okolicy, a już najbardziej tych schodów. Mieszkanie na szóstym piętrze miało swoje zalety, jednak naliczyłabym więcej wad, a już szczególnie wchodzenia tam kilka razy dziennie. Nie raz w lecie byłam tak zdyszana po wejściu na górę, że musiałam iść się położyć przez zawroty głowy. Teraz na szczęście nie mam już tych kilogramów, co kiedyś, więc nie narzekam tak bardzo. Od dwóch lat zaczęłam też regularnie ćwiczyć, by nie wrócić więcej do tamtej wagi. Wystarczało mi czternaście lat bycia ośmieszaną. Nie chciałam przeżywać tego więcej.

Zakładając słuchawki, spojrzałam na blok naprzeciwko, z którego wychodził chłopak z mojej szkoły.

– Ethan – pomyślałam, śledząc wzrokiem jego sylwetkę znikającą za rogiem budynku.

W przeszłości dość dobrze się znaliśmy. Chodziliśmy do tego samego przedszkola i nie raz źle skręcał po zajęciach, kończąc u mnie w domu. Od paru lat nie mieliśmy jednak ze sobą kontaktu, a raczej utraciliśmy go przez jego dziewczynę, która była zazdrosna o naszą znajomość — Tak, zgadza się, wybrał ją i przekreślił naszą przyjaźń. To był oficjalny powód, jednak istniał też ten drugi. Obydwoje za bardzo się zmieniliśmy, przestaliśmy siebie rozumieć i najprościej staliśmy się dla siebie obcy.

Dotąd pamiętam dzień, w którym zerwaliśmy kontakt. Przesiadywaliśmy wtedy w naszej ulubionej kawiarni u McWella na rogu ulicy. Kupił mi wtedy mój ulubiony truskawkowy koktajl, a sam delektował się waniliowym. Mogłam się już wtedy domyślić, że coś jest nie tak, gdyż napój nie zniknął w parę sekund, jak to zazwyczaj miał w zwyczaju. Zamiast tego Ethan wpatrzony w okno, ruszając nerwowo kolanem pod stołem, przez co czułam, jak cała drgam. Z uśmiechem na twarzy zapytałam go, czemu był tak zamyślony. Niestety od razu pożałowałam tego pytania.

– „Przepraszam Kayla, to nasze ostatnie spotkanie" – przypomniałam sobie jego słowa.

Gdybym tylko wtedy wiedziała, ugryzłabym się w język. Byłam w takim szoku, że gdy wychodził, nie pomyślałam nawet, by pobiec za nim. Trudno mi uwierzyć, że minęły już cztery lata od tamtego wydarzenia. Z tego, co dowiedziałam się potem, szybko zerwał z tamtą dziewczyną, ale nigdy nie poprosił o odnowienie kontaktu.

– Czy aż tak mu zawadzałam? Byłam taka okropna, że nie chciał mnie znać? – pomyślałam, przyśpieszając tempo biegu.

Mijając kolejną alejkę, wbiegłam do parku, gdzie zazwyczaj spędzałam czas. Tam zawsze towarzyszyła mi cisza i spokój, no może pomijając bawiące się dzieci przy placu zabaw. Za każdym razem, gdy udawałam się tam, by pobiegać, przyglądałam się ludziom, by odgadnąć, co czują. Ćwiczyłam tę zdolność już od dłuższego czasu. Nie chciałam znowu zostać zraniona, a raczej wolałam sama być tą niewzruszoną. Za dużo razy inni wpływali na mnie, łamiąc mi serce, doprowadzając do płaczu dla zabawy. Dlatego się zmieniłam z szarej myszki pomiatanej przez wszystkich w osobę, którą jestem teraz. Nie chciałam pozwolić, by historia się powtórzyła, żebym znowu cierpiała. Od tamtej pory przestałam okazywać prawdziwe uczucia, wolałam trzymać je głęboko w sercu, a sama zmieniłam się w lepszą wersję siebie. Może nie do końca prawdziwą, ale co mogłam zrobić, gdy prawdziwa ja została potraktowana jak śmieć.

Mijając kolejne drzewa, zerknęłam na ławkę nieopodal mnie, jednak nie byłam w stanie wytrzymać ani dwóch sekund. Odwróciłam wzrok natychmiastowo. Czułam, jak oczy zaszły mi łzami. Lekko przygryzając wargę, przyśpieszyłam, chcąc być jak najdalej od tego miejsca. Wyryte imiona w drewnie przywoływały zbyt dużo wspomnień z dawnych dni, kiedy czułam się jak duch, cień bez zbędnego znaczenia swojej egzystencji. Przypominało mi to jeszcze poprzednie wakacje, gdy biegałam tutaj z nią. Wciąż widziałam przed sobą, jak się odwraca i woła bym się pośpieszyła. Jej uśmiech, lekko migdałowe oczy wpadające w błękitną barwę czy długie blond włosy spięte w niesforny kok wciąż mnie prześladowały.

Nie wiedziałam, czemu wciąż wybieram bieganie tą ścieżką. Była moją ulubioną, ale zawsze podczas biegu kończyłam ze łzami w oczach. Tak chyba chciałam ukarać siebie za to, co się stało rok temu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała przez to przechodzić, że ją stracę. Wydawało mi się, że to niemożliwe by zniknęła z mojego życia. Nawet jeśli z tyłu głowy, gdzieś w głębi serca było to moje pragnienie, to nigdy nie powiedziałam tego na głos — W końcu słowa mają wielką moc.

– Clarrie... – szepnęłam ledwo słyszalnie. – Już więcej cię nie zobaczę...

W zamyśleniu przebiegłam następne dwa kilometry, chcąc spełnić postanowienie o dłuższych treningach. Słysząc w słuchawkach alarm mówiący, że to koniec na dzisiaj przystanęłam na polance nieopodal parku. Wokół mogłam wyczuć zapach igieł i lasu. Przypominało mi to o corocznym obozie kajakarskim. Nie mogłam się wprost doczekać, jednak wciąż musiałam poczekać dwa tygodnie na wyjazd. Miałam nadzieję, że chociaż tam oderwę się od rzeczywistości. Moim celem była zabawa i zapomnienie. Chciałam wreszcie wrócić do normalności, jakby nigdy nic się nie stało.

– Przykro mi Clarrie, ale życie musi toczyć się dalej... – pomyślałam, zerkając na chmury znikające w koronach drzew. – Nawet jeśli już cię nie ma przy mnie, to czas wciąż płynie, dlatego przestań mnie nawiedzać... Mam dość twojej twarzy pojawiającej się gdziekolwiek nie spojrzę, chcę się wreszcie uwolnić od ciebie...

Zamykając oczy, zarzuciłam nogę na pień drzewa, by się rozciągnąć. Skłony pomogły mi zrelaksować mięśnie, a po kilku ćwiczeniach zdecydowałam się chwilę odpocząć. Kładąc się na miękkiej trawie, wpatrzyłam się w niebo. Było błękitne niczym ocean, który znałam z cotygodniowych wyjść na plażę. Usłyszałam wokół ciche brzęczenie much i pasikoników, z których jeden nawet usadowił się na mojej łydce. Mogłabym tak leżeć godzinami, nie myśląc o niczym, skupiając się tylko na kolorze nieba i kształtach chmur. Szkoda, że życie nie było takie proste i nie pozwalało na tak długą przyjemność.

– Kayla? – usłyszałam cichy, zachrypnięty głos za sobą.

Gwałtownie usiadłam, odwracając się za siebie. Zobaczyłam niską dziewczynę z zielonymi oczami, której uśmiech od razu pojawił się na twarzy. Ubrana była w białawą, zwiewną sukienkę do kolan, która idealnie podkreślała rudość jej włosów.

– Ile to już minęło Suzy? – zapytałam, zmuszając się do uśmiechu.

– Ledwo cię poznałam, jednak te dwa lata robi swoje – zaśmiała się, ukazując biały uśmiech. – Zrzuciłaś parę kilo.

– Nie parę, a raczej połowę wagi – dodałam lekko urażona.

Suzy nie widziałam szmat czasu. Czułam, jakby minęło dziesięć lat od naszego ostatniego spotkania, a nie zaledwie dwa. Przed laty dość dobrze się dogadywałyśmy aż do czasu, gdy dowiedziałam się, że obgadywała mnie z innymi znajomymi. Zawsze przeszkadzała jej podobno moja waga i dopasowywanie się do otoczenia. W tamtym czasie nie miałam odwagi, by skonfrontować ją z tym. Nie poznałam jej punktu widzenia, lecz czułam, że to, co usłyszałam, musiało być prawdą. Od dawna wydawało mi się, że coś się psuło w naszej znajomości, a Suzy się ode mnie oddalała.

– Musiałaś wrócić na wakacje – zagaiłam temat, nie chcąc być nieuprzejma. – Jeszcze nie masz dość szkoły w Teksasie?

– Nie jest tak źle, jak początkowo myślałam, zawsze mogło trafić się gorzej. Nie sądzisz, że Alaska byłaby sto razy bardziej nie do wytrzymania? – zaśmiała się, przysiadając się do mnie.

– Brakuje mi tego miejsca, ale na szczęście mogę wpadać w wakacje. Tata też się z tego cieszy.

– Stęskniłaś się pewnie, w końcu cały rok szkolny spędziłaś u mamy.

– Tak i to bardzo, ale co mogę zrobić. Rozwód rodziców to nie moja decyzja. Nie chcę im dokładać problemów, więc się słucham.

– To musiało być naprawdę trudne dla ciebie. Trzymasz się jakoś?

– Muszę, zresztą minęły już dwa lata. Teraz jest już wszystko w porządku, najgorsze były pierwsze dni – wyjaśniła wpatrzona przed siebie, wydając się nieobecna wzrokiem.

– Słyszałam, co się stało. To raczej ja powinnam zapytać, czy wszystko w porządku. Musi ci być trudno z tym wszystkim. Cały świat musiał ci się zawalić – dodała po chwili.

– Zawalił, ale próbuję go odbudować, przynajmniej się staram, ale to naprawdę ciężkie.

– Śmierć siostry na pewno jest wielką tragedią – odparła, gładząc mnie po ramieniu.

Kiedy usłyszałam to słowo, którego nie cierpiałam, poczułam, jak ciarki przeszły po całym moim ciele. Za każdym razem, gdy rozmawiałam o Clarrie, to próbowałam omijać to określenie. Chyba bałam się, że gdy sama powiem, że umarła to wtedy całkiem poczuję się winna. Wolałam myśleć, że to tylko krótka rozłąka niż uświadomić się w tym, że to koniec naszej wspólnej drogi.

– Zawsze była dla ciebie wzorem, dlatego wiem, że musiało cię to bardzo zaboleć. Musisz jakoś dać radę i to przetrwać. Nawet jeśli minął rok, to wydaję mi się, że wciąż się zadręczasz – zaczęła swój wywód Suzy.

Doskonale pamiętałam ją, jako właśnie tę milutką dziewczynę, która chciała pomóc, więc po usłyszeniu plotek i nawet zobaczeniu paru dwuznacznych sytuacji wciąż nie chciałam niszczyć tego wyobrażenia o niej.

Bałam się powiedzieć cokolwiek więcej. Nigdy nie byłam wylewna i teraz też nie zamierzałam być. Szukałam już wokół siebie sposobności wykręcenia się z tej rozmowy. Wpadłam na pewien pomysł, mój wzrok spoczął na telefonie i udając, że dostałam wiadomość, przeprosiłam ją i wyjaśniłam, że muszę się zbierać. Od razu się pożegnałyśmy, idąc każda w swoją stronę. Trochę się bałam tego, że im dłużej z nią porozmawiam, tym więcej ze mnie wyciągnie, lub co gorsze mogłabym ją zaprosić na dzisiejszą imprezę urodzinową. Zawsze potrafiłam chlapnąć jakieś głupstwo.

Spokojnym truchtem wróciłam do domu, kończąc przygodę z dzisiejszym treningiem długim prysznicem. Od razu postawił mnie znowu na nogi. Ubrana w szlafrok z zawiniętymi włosami w ręcznik przeszłam przez korytarz, zaglądając przez uchylone drzwi do brata. Nagle przypomniałam sobie, że miałam się dzisiaj nim zająć. Nie było opcji, żebym wzięła go na impreza, a tym bardziej z niej zrezygnowała.

- Marc, jest sprawa – weszłam mu do pokoju na co od razu spiorunował mnie wzrokiem.

- Czego chcesz?

- Mam dzisiaj imprezę urodzinową, a miałam się tobą zająć. Dasz sobie sam radę? Z tego co widzę to i tak będziesz zajęty grą.

Spojrzał na mnie odchylając jedną słuchawkę z tym swoim manipulującym uśmieszkiem.

- Nic za darmo siostra, odpal mi jedną nową grę, a będę siedział cicho.

Wykrzywiłam się po czym po chwili przyniosłam mu parę banknotów na kupno nowej gry.

- Interesy z tobą to przyjemność – odparł przeliczając.

Westchnęłam, mając nadzieję, że z wiekiem przejdzie mu to zafascynowanie grami i skupi się bardziej na realnym świecie. Chociaż z tego co widać biznes miał już we krwi.

~Już pierwszy rozdział za nami, zapraszam do dalszego czytania :) ~

Resztę rozdziałów znajdziecie w zakładce Opowiadania po prawej stronie w MENU.

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz