czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział XIX]

 



Chłopak odwrócił się do mnie lekko spuszczając wzrok po spojrzeniu mi w oczy.

– Co się z tobą stało Ethan? – zapytałam chcąc wreszcie się tego dowiedzieć od niego.

– Czemu miałbym ci o tym mówić? Nie jesteśmy już przyjaciółmi.

– W moim sercu zawsze nimi byliśmy – odrzekłam urażona. – Nigdy o tobie nie zapomniałam. I twoja zmiana po powrocie bardzo mnie zabolała. Nie sądziłam, że aż tak się może zmienić bliska mi osoba.

– Nie zmieniłem się aż tak bardzo – westchnął. – Zawsze taki byłem.

– Nie. Dobrze znam osobę, która skradła mi serce parę lat temu i na pewno taka nie była.

– Co ty możesz wiedzieć? – zapytał odwracając się twarzą w stronę zachodu.


– To proszę opowiedz mi. Wiem tylko, dlaczego się przeprowadziłeś. Przykro mi z powodu twojej mamy, lecz czy to cię aż tak zmieniło?

– Nie. Nie o to chodzi – odparł krótko zmieszany tym, co mówię.

– Więc o co? –Miałam nadzieję, że rozwijając temat w końcu się złamie i powie mi prawdę.

– Przepraszam. Nie mogę ci powiedzieć.

– Dlaczego niby? Ethan jestem tutaj dla ciebie. Nie odejdę nie ważne, co to jest. Proszę zaufaj mi.

– Nie mogę. Za dużo się wydarzyło. Obiecałem – wydusił z siebie, po czym spojrzał na mnie z zaszklonymi oczami.

Nigdy nie widziałam tego wzroku. Nie sądziłam, że Ethan może być w takim stanie. Od kiedy wrócił grał twardego i zarozumiałego, lecz te ukryte łzy w jego wnętrzu sprawiły, że poczułam obecność wielkiego smutku w jego głębi. Żałowałam, że nie mógł mi powiedzieć, co takiego się stało. Chciałam mu pomóc. Chciałam być przy nim...

– Proszę poczekaj. Nie zostawiaj mnie znowu samej... – wydusiłam widząc jak chce wrócić do pokoju. – Nie chcę znowu zostać sama. Proszę, chociaż pozwól mi być przy tobie, nie chcę niczego więcej. Twój cień mi wystarczy, po prostu chcę ci dać wsparcie. Nie przeżyję oglądając znowu twoich pleców, gdy odchodzisz. – Poczułam, jak łzy spłynęły mi po policzkach.

Brunet odwrócił się w moją stronę. Jego mina opisywała wiele myśli, które przelatywały przez jego umysł w tamtym momencie. Wstrzymał się z odpowiedzią, wręcz unikał mojego wzroku.

– Kayla, nie wrócimy do tego co było – szepnął cieplejszym głosem. – Za dużo się wydarzyło, żebym mógł na to pozwolić.

– Nie proszę byśmy znowu siedzieli u McWella i śmiali się jak dawniej. Byłoby to za sztuczne. Jedynie proszę byśmy zaczęli od początku. – Podeszłam wystawiając do niego dłoń wciąż czując jak łza popłynęła z moich oczu. – Chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić. Jestem Kayla.

Spojrzał na mnie to na moją dłoń. Westchnął. Zerknął na słońce na niebie uśmiechając się. Nie wiedziałam co to ma znaczyć. Ponowiłam prośbę.

– Gdybym tylko mógł... Przepraszam. Jedynie mogę ci obiecać, że nie będę już takim dupkiem dla ciebie.

– Czyli nie chcesz wracać do tego co było?

– To nie tak. Chcieć a móc to dwie różne rzeczy. Przepraszam Kayla za wszystko. Naprawdę.

Stanęłam jak wryta. Nie oczekiwałam, że nabierze to taki tor. Miałam nadzieję na pogodzenie, lecz z drugiej strony poczułam, że aura, jaka biła od Ethana się zmieniła. Ociepliła się. Z pewnej strony przypominało mi to dawne czasy.

Spuściłam głowę próbując się opanować. Na siłę się uśmiechnęłam nie chcąc pokazywać kolejnych łez.

– W porządku. Wiedz tylko, że tutaj byłam, jestem i będę. Nie zapominaj o tym.

– Dzięki Kayla. – Uśmiechnął się podnosząc jeden kącik ust. – Chodź, odprowadzę cię.

Weszliśmy razem do pokoju chłopaka, gdzie dojrzałam znowu jego nuty. Zaciekawiona tym podeszłam rzucając na nie okiem. Ethan w tej samej sekundzie znalazł się tuż przy mnie i lekko czerwony szybko mi je wyrwał.

– No daj spokój, pokaż! – powiedziałam próbując dosięgnąć nut, które trzymał na wyprostowanej ręce.

– Ani mi się śni.

Próbowałam do nich doskoczyć stojąc na palcach, lecz nic z tego. Po dwóch próbach potknęłam się spadając w ramiona chłopaka. Brunet widząc to złapał mnie w pasie bym się nie przewróciła. Objęłam go dotykając prawą ręką jego klatki. Była naprawdę twarda. Zaczerwieniłam się od razu odskakując na bok. Kaszlnęłam zażenowana.

– No niech ci będzie. Ale nie sądziłam, że komponujesz – wyjaśniłam.

– Od dwóch lat gram na gitarze i piszę piosenki.

– Przepiękna gitara – zauważyłam chwaląc jej czarny kolor i srebrne zdobienia.

– Dostałem ją od matki, należała do niej.

– Przepraszam, nie chciałam... – Brawo Kayla jak zawsze trafiłaś w najgorszy temat.

– W porządku. To ona nauczyła mnie grać. Chciała, żebym dostał po niej jej największy skarb, więc chciałem być kreatywny wymyślając dla niej specjalną melodie. Nawet nie wiesz, ile godzin dziennie grałem by doczekała się mojej autorskiej piosenki – Spuścił od razu wzrok przygryzając wargę. – Szkoda, że nie zdążyłem jej zagrać dla niej...

Dobrze wiedziałam, jak to jest nie zrobić czegoś, co się chciało, a teraz nie mieć już na to szansy. Gdybym wiedziała, że Clarrie umrze zachowywałabym się dla niej inaczej. Próbowałabym być większym wsparciem, a nie tylko zazdrosną siostrą z kompleksami. To ona zawsze była tą pogodną osobą, tym słońcem w naszym domu, które rozgrzewało atmosferę. Po jej śmierci wydawało mi się, że nadeszła bezkresna burza z piorunami, a nigdzie na horyzoncie nie było schronienia dla mojej rodziny.

Ethan jednak i tak różnił się ode mnie. On wiedział, co czeka jego mamę. Dzień w dzień chodził z tym bólem w sercu. Musiał się na to przygotować. Pewnie nie raz płakał przez to próbując dać jej ostatni prezent. Czekanie na chwilę, gdy się już z kimś pożegna jest najcięższe, dlatego lepiej nie znać czyjejś ostatniej godziny. Inaczej żyje się w stresie i szklistym świecie z łez, które każdej nocy wracają do ciebie z myślą czy to już jutro straci się drogą ci osobę. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, przez jakie piekło przechodził. Miał prawo się zmienić. Szkoda tylko, że tak późno się o tym dowiedziałam. Miałam wciąż w głowie jego słowa, lecz teraz po dowiedzeniu się prawdy nie chciałam go więcej zostawać samego. Mogłam nawet być tym uciążliwym chwastem, który odrasta za każdym razem jak się go wykopie. Nie przeszkadzało mi to.

– Wracaj już do domu, rodzice się pewnie o ciebie martwią.

– Dobry żart... – Spuściłam wzrok. – Od dawna ich nie obchodzę.

– O czym ty mówisz?

– Wyrzucili mnie z domu – Westchnęłam wciąż zła na samą myśl o tym, co się stało podczas wczorajszego posiłku.

– Co znowu zrobiłaś? – Podniósł jedną z brwi zakładając ręce na klatkę.

– To aż tak oczywiste? – zaśmiałam się. – Wiesz... nie tylko u ciebie dużo się zmieniło. Przechodziłam przez to, co ty. Tylko, że jako jedyna z całej rodziny to znoszę. Mama wyżywa się na mnie i Marcu nie chcąc się z tym pogodzić, a tata skończył pod stertą papierów.

– O to się pokłóciłaś z rodzicami? – dopytał zmartwionym tonem.

– A o cóż innego. Stara śpiewka jak zawsze – westchnęłam przygryzając język by się nie rozpłakać. – Rocznica tym bardziej nie pomaga zapomnieć...

– To już rok? – odrzekł spuszczając wzrok. – Kto by pomyślał, że tyle czasu minęło.

– Kto by pomyślał, że w ogóle coś takiego się stanie – odparłam przypominając sobie tamten dzień.

Wydawałoby się, że był to zwyczajny dzień. Jak zawsze rano kłóciłyśmy się z Clarrie o łazienkę próbując prześcignąć siebie nawzajem w biegu do drzwi. Tradycyjnie przegrywałam nie ważne jak bardzo się starałam. Pamiętam jej śmiech i wystawiony język, gdy zamykała drzwi uradowana z wygranej. Pomimo moich wewnętrznych mieszanych uczuć do siostry to byłyśmy dość bliskie. Codzienne bieganie razem, plotki podczas nocy filmowych w weekendy czy nawet wspólne widywanie się z moimi znajomymi i wychodzenie na imprezy, na które załatwiała nam wejściówki zbliżyło nas do siebie.

Była idealna w każdym calu. Od długich, blond włosów do błękitnych niczym ocean oczów podkreślonych długimi rzęsami i różanymi ustami. O jej urodzie mówiono wiele razy w North Side, była legendarną uczennicą, która wygrała trzy razy z rzędów konkursy piękności w szkole i została wybrana na królową podczas balu maturalnego. Nie raz byłam porównywana do niej, której przypisywano piękno i mądrość. Żyłam w jej cieniu, czego nienawidziłam. Wydawało mi się jakbym była jej gorszą kopią, dlatego na wiadomość o jej śmierci w głębi serca się ucieszyłam — Do teraz siebie za to nienawidzę.

Pamiętam jak dzisiaj jak siedziałam w salonie kłócąc się z Marcem o pilota do telewizora przed obiadem. Poprzedniego dnia Clarrie obwieściła wszystkim, że dostała się na studia na Stanford. Wszyscy byli z niej bardzo dumni oprócz mnie. Byłam zazdrosna, wiedziałam, że nie uda mi się nigdy zajść tak daleko jak jej. Tego dnia mama kupiła tort by uczcić to wydarzenie małym prezentem. Czekaliśmy tylko na Clarrie, która zamknęła się w pokoju po obiedzie. Nie schodziła jednak przez długi czas. Myśląc, że zasnęła mama kazała mi po nią pójść. Z niechęcią podreptałam na piętro i zapukałam do drzwi. Raz, drugi, trzeci. Aż wreszcie powiedziałam, że wchodzę. Rzuciłam okiem po pokoju siostry, lecz nie widziałam jej ani na łóżku, ani przy biurku. Skołowana tym weszłam głębiej do środka. Ujrzałam ją. Siedziała na dywanie oparta o ścianę. Miała zamknięte oczy i rozpostarte dłonie leżące na ziemi.

– Clarrie? – podeszłam bliżej orientując się, że coś jest nie tak.

W tej samej chwili ujrzałam cieknący strumień krwi. Podcięła sobie żyły. Krew z nich zaczęła spływać po dłoniach kończąc na białym futerku na ziemi. Pamiętam, że zaczęłam cała drżeć. Spadłam na ziemię przerażona próbując kogoś zawołać. Było to nie do opisania. Twarze rodziców, gdy wbiegli po moim krzyku i omdlenie mamy po wzięciu Clarrie do szpitala. Nie chciałam już więcej przywoływać tych wspomnień. Za bardzo bolały. Najgorszą jednak była nadzieja we wszystkich, że Clarrie wróci. Szkoda, że nigdy tego nie zrobiła. Zamiast tego tata wrócił z wiadomością, że umarła z powodu wykrwawienia. 

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz