czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział XXI]

 



Od mojej ostatniej rozmowy z Jordanem minęły dwa tygodnie. Niedługo po niej wyjechał zostawiając mnie samą. Nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca. Tęskniłam za nim, za jego uśmiechem i pozytywnym nastawieniem. Nawet rozmowy z Bell nie poprawiały mi humoru. Na szczęście dzisiaj był mój ostatni dzień w San Diego, mój upragniony obóz wreszcie miał nadejść. Cała podekscytowana siedziałam w pokoju na dywanie pakując rzeczy na wyjazd. Wokół mnie było porozkładane mnóstwo ubrań poskładanych w kostkę. Przebierałam je pakując niektóre do walizki. Nie mogłam uwierzyć, że już jutro miałam znaleźć się poza Kalifornią. Moim celem podróży było Utah, a dokładniej Salt Lake City. Na samą myśl o wycieczce tam mogłam się rozmarzyć na kolejne parę godzin. Chciałam tam wreszcie odpocząć od wszystkiego i wszystkich wokół mnie.

Nagle do mojego pokoju wszedł tata. Stanął w progu opierając się o drzwi. Rzucił okiem na moją walizkę i bałagan w pokoju lekko wzdychając.

– Kayla, bałaganiara jak zawsze.

– Bez przesady, przy mamie nie mogę nawet zostawić kubka na biurku, więc nie przesadzaj.


– Nie wspominając już o gazecie w kuchni – zaśmiał się. – To już jutro, prawda?

– Tak. Całe szczęście. Zniknę wam z oczu na cały tydzień – Przewróciłam oczami myśląc o ostatniej kłótni z mamą.

– Kayla mówiłem ci byś nie opowiadała takich głupot.

Łatwo mu mówić. To nie do niego nie odzywała się mama od tygodnia. Cała ta atmosfera w domu mnie przytłaczała. Nie czułam się tam już dłużej komfortowo. Niezależnie gdzie się nie udałam czułam wiercący ze wściekłości wzrok na sobie. Irytowało mnie to. Wiedziałam dokładnie, że powiedziałam za dużo, lecz nie miałam zamiaru przeprosić ani cofać swoich słów.

– Powiedz tak szczerze, czy nie miałam racji? – dopytałam chcąc by przynajmniej jedna osoba przyznała, że się nie myliłam w swojej ocenie sytuacji.

– Tu tkwi problem – odrzekł. – Trafiłaś w samo sedno sprawy. Gdyby nie to mama nie chodziłaby nabuzowana jak osa. Sam się boję czy we mnie nie wbiję tego żądła przez nieuwagę.

– Marc też nie wychodził ostatnio…

– O niego się nie martw. Po ostatniej rozmowie z tobą zrozumiałem, że miałaś rację, więc staram się poświęcać mu więcej czasu. Dzisiaj nawet idziemy na kręgle. Ktoś go w końcu musi nauczyć grać.

– Cieszę się, na pewno będzie szczęśliwy… – Podniosłam wzrok zerkając na tatę. –Mogę iść z wami?

– Oczywiście! – Na jego twarzy namalował się uśmiech. – Bałem się, że nie będziesz chciała, w końcu nie spędzasz już czasu w domu…

– Chciałabym znowu wrócić do naszych wypadów – przyznałam zakłopotana. – Tęsknię za nimi.

– Nie tylko ty. Pewnie wszyscy tęsknią, nawet mama.

– Prędzej uwierzę, że nietoperze z piwnicy chcą się zaprzyjaźnić…

Tata wybuchł śmiechem, na co mu zawtórowałam. Brakowało mi tego. Rozmów z nim. Od śmierci Clarrie zamknął się w pokoju zajmując się papierami dla firmy ojca Ethana. Oprócz tego, że byli najlepszymi przyjaciółmi to wspierali się w biznesach. Przez to nasza rodzina wybiła się i mogła żyć na wyższym poziomie niż za pensję nisko postawionego adwokata.

Obok taty niespodziewanie pojawił się Marc. Spojrzał na mnie, a potem na walizkę. Nie wiedziałam czy aż tak wszystkich dziwi mój wyjazd czy może stałam się nowym obiektem w cyrku tylko jeszcze nikt mnie nie poinformował o godzinach wystąpień.

– Jedziesz na obóz?

– Taa – przedłużyłam końcówkę z niechęcią do rozmowy.

– Jeśli się utopisz to czy mogę dostać twojego laptopa? – zapytał z irytującym uśmieszkiem.

– Jeśli coś takiego się stanie, to bądź pewien, że wrócę i będę cię nawiedzać podczas gier!

– Jasne… wcale nie śmieszne Kayla…

– Skoro tak, to mam coś lepszego w zanadrzu – Spojrzałam na tatę. – Jeśli nie wrócę to dopilnuj by raz dziennie wyłączać prąd w domu. Ciekawe, co zrobi jak nagle gierka wyłączy mu się w środku rozgrywki – zaśmiałam się uszczypliwie.

– Ani mi się waż! Raz już mi wystarczy…

– Więc nie kombinuj skrzacie, bo ciachnąć kable zawsze można – Wysłałam mu psychopatyczny uśmiech.

Przełknął głośniej ślinę następnie znikając za zakrętem na korytarzu. Wrócił do swojego pokoju wystraszony moją groźbą. Rozbawiło mnie to. Nie sądziłam, że tak łatwo go wystraszę. Po chwili tata również wyszedł zostawiając mnie samą z pakowaniem. Wszystko wydawało mi się takie inne. Normalnie teraz zawitałaby do mnie mama i nakrzyczała, że dom nie jest posprzątany, lecz sama nieobecność jej krzyku sprawiała, że odczuwałam smutek w środku serca. Zastanawiałam się czy już o mnie zapomniała.

Kiedy po kłótni następnego dnia wróciłam do domu nikt nie zrobił mi żadnej awantury. Mama siedziała w salonie i nawet nie odpowiedziała na moje przywitanie się. Od tamtej pory nie rozmawiałyśmy, wydawałoby się, że powstała ogromna ściana między nami, która z każdym dniem jeszcze bardziej nas od siebie oddalała.

Wreszcie całkowicie spakowana zasunęłam walizkę odstawiając ją do kąta. Odetchnęłam z ulgą ciesząc się, że skończyłam tą żmudną pracę. Od rana czułam, że zaraz zasnę. Niestety pobudka o świcie nie była najlepszym pomysłem. Pomimo porannego treningu i letniego prysznica czułam się całkowicie wypompowana. Miłą niespodzianką jednak była wiadomość od Jordana. Poprosił, żebyśmy porozmawiali, jak skończę pakowanie.

Chwyciłam za telefon i oparta o łóżko wybrałam jego numer. Włączyłam kamerkę w oczekiwaniu na pojawienie się jego opalonej twarzy.

– Kiki no wreszcie – odezwał się chłopak akceptując połączenie. – Myślałem, że zakopałaś się w tych ubraniach.

– No bez przesady. Chyba pomyliłeś osoby – odparłam przypominając sobie Jenn z kacem wychodzącą z prania w ich łazience.

– I jak samopoczucie przed wyjazdem?

– Świetnie. Nie mogę się doczekać. Dzisiaj to chyba nasza ostatnia rozmowa. Dopiero po powrocie się odezwę – wyjaśniłam smutna z tego powodu.

– Nie szkodzi. Ważne, że będziesz dobrze się bawić. Spędź miło ten czas i pamiętaj, że zawsze możesz do mnie napisać. Dla ciebie znajdę czas o każdej godzinie – Uśmiechnął się zarzucając do tyłu włosy.

– A jak tam w Nowym Jorku? Pewnie całkiem się w nim zakochałeś – zmieniłam temat zaciekawiona tym.

– Aż trudno to opisać. Różni się od San Diego i to bardzo, ale i tak po tak krótkim czasie czuję jakbym nie chciał nigdy stąd wyjeżdżać.

– Rozumiem… – Spuściłam wzrok. – A jak kwalifikacje i test?

– Test już zdałem, teraz czeka mnie próbny mecz i niedługo dostanę wyniki czy mnie przyjmą – objaśnił radosnym głosem.

– To świetnie. Gratulację… – W głębi serca czułam smutek z tego powodu. Bałam się, że całkiem go stracę.

– Jak wrócisz to mam nadzieję, że przekażę ci dobrą wiadomość – powiedział głosem pełnym nadziei.

– Na pewno!

– A jak tam w domu? – dopytał zmartwiony.

– Szkoda mówić. Dowiedziałam się, co to znaczy być duchem.

– Jest aż tak źle?

– Nie jest. Przynajmniej odzyskałam jakiś kontakt z tatą, ale mama całkiem mnie nie zauważa. Nie żeby było to coś nowego – westchnęłam mając dość takiego traktowania.

– Nie martw się tak tym. Na pewno niedługo wszystko wróci do normy – próbował mnie pocieszyć.

– Chciałabym, ale nie wiem czy jest to w ogóle możliwe…

Nagle zobaczyłam jak zza Jordana wyszedł chłopak w naszym wieku. Miał lekko kręcone włosy w czarnym kolorze. Zawołał go na obiad.

– Chyba jesteś zajęty… – stwierdziłam trochę rozczarowana.

– Jason przyszedł po mnie. Musze lecieć. Do zobaczenia – powiedział od razu kończąc połączenie.

Spuściłam smutna wzrok. Myślałam, że dłużej porozmawiamy, lecz nie mogłam go winić. Zaczął całkowicie nowe życie. Wspierałam go całym sercem, lecz z każdym dniem czułam się bardziej samotna. Dopiero teraz zrozumiałam, że Jordan był dla mnie niczym iskierka, która rozpromieniała każdy mój dzień. 

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz