czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział XLII] - FINAŁ

 




Odebrałam od brata kojec z kotem, a Jordan spakował walizkę do bagażnika. Miał rację. Nie potrafiłabym wrócić teraz do domu po tym wszystkim. Zamieszkanie przez jakiś czas w ich domu było dobrym rozwiązaniem. Musiałam zapomnieć. Teraz bałabym się, że z każdego kąta w domu mogłabym zostać dźgnięta nożem.

– Uważaj na siebie Kayla, dzwoń codziennie – poprosił tata gładząc mnie po zdrowym ramieniu.

Uśmiechnęłam się do niego, lecz na sam jego widok myślałam o mamie, której obłęd całkiem ją przerósł. Bałam się jej. Przerażała mnie już całkowicie.

Wsiedliśmy do auta i odpalając silnik zerknęłam przez szybę dostrzegając tatę i skrzata. Machali do mnie. Odwzajemniłam gest zastanawiając się nad tym wszystkim. Chciałam jechać w pewne miejsce. Nie wiedziałam dlaczego, ale od usłyszenia imienia Clarrie z ust mamy ta myśl nie chciała zniknąć.

– Jordan...

– Tak?

– Mogę mieć prośbę? – Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.

– O co chodzi Kiki? – Uśmiechnął się do mnie.


– Zabierz mnie do Greenwood Memorial Park.

Zmierzył mnie wzrokiem nie dowierzając mojej prośbie. Pierwsze chyba odebrał to, jako żart, lecz potem, gdy nie zmieniałam zdania zawrócił auto kierując się do wyznaczonego przeze mnie miejsca.

– Jesteś pewna? – Przerwał długą ciszę.

– Tak, po dzisiejszym śnie i tym wydarzeniu, chcę tam pojechać, może to mnie uspokoi.

Przejechaliśmy część San Diego i kierując się bocznymi ulicami w stronę cmentarza siedziałam w ciszy wsłuchując się w szum wiatru. Nawet pogoda wydawała się być niespokojna. Jak nic, na pewno miało padać. Sam widok ogromnych chmur burzowych na horyzoncie przyprawiał mnie o dreszcze.

Zaparkowaliśmy na parkingu pod aleją drzew. Wyszłam z auta i przed zamknięciem drzwi poprosiłam by chłopak poczekał tutaj na mnie z Szafirem.

– Może mi to chwile zająć – ostrzegłam go wciąż pełna myśl i obaw przez wydarzenia z domu.

– Nie ma sprawy Kiki, poczekam, ile będzie trzeba – Uśmiechnął się do mnie.

– Dziękuję Jordan... – powiedziałam – za wszystko...

Nieświadomie podniosłam prawy kącik ust i zatrzaskując drzwi udałam się chodnikiem w stronę alei, gdzie stał grób Clarrie. Idąc pod górę zorientowałam się, że w porównaniu z ostatnim dniem tym razem dostrzegałam również i inne osoby. Zatrzymałam się widząc przed sobą rodzinę z dwiema siostrami w podobnym wieku. Spojrzały na mnie orientując się, że zainteresowałam się nimi. Odwróciłam szybko wzrok czując jak łza zakręciła mi się w oku. Spuściłam wzrok na chodnik próbując dogrzebać się do czegoś w kieszeni spodni. Chwyciłam okrągłe opakowanie, które dostałam w szpitalu. Były to tabletki przeciwbólowe. Otworzyłam wieczko i wysypując zielonkawe tabletki na dłoń przypatrzyłam się im. Zacisnęłam pięść schodząc schodkami bliżej grobu Clarrie. Chciałam to skończyć. Skończyć ze sobą i wreszcie uwolnić się od tego cierpienia.

Nieoczekiwanie zobaczyłam wysokiego mężczyznę przy grobie siostry. Od razu podniosłam wyżej brwi łącząc wszystkie domysły. O ile się nie myliłam mógł to być chłopak Clarrie, a raczej osoba, z którą była w ciąży. Szybko zbiegłam po schodkach i wykonując parę kroków naprzód zorientowałam się, że ruszył w przeciwną stronę. Zaniepokojona, że stracę go z oczu podbiegłam do nagrobka, gdzie zauważyłam czerwonego żurawia z orgiami. Przełknęłam głośniej ślinę rozumiejąc, kto przed chwilą przyszedł się zobaczyć z Clarrie. Zacisnęłam pięść i odwróciwszy się na pięcie pobiegłam za nim.

– Zaczekaj! – krzyknęłam za nim by zdołać go jeszcze dogonić.

Wyszliśmy na parking. W oddali widziałam auto Jordana i siedzącego tam chłopaka z otwartymi drzwiami.

Zawołałam jeszcze raz. Dopiero za drugim razem się udało. Mężczyzna się odwrócił do mnie.

– Kayla? – zapytał zaskoczony Ethan.

Stanęłam jak wryta. Nieświadomie rozluźniłam dłoń. Wszystkie tabletki, jakie miałam w niej spadły na asfalt turlając się na boki drogi. Byłam w zbyt za dużym szoku by kontaktować. Nie rozumiałam, co tutaj robił. Całkiem mi nie pasowało to do niego. Dlaczego do cholery Ethan zostawił żurawia na grobie Clarrie?!

– Dlaczego ty... – Zaczęłam, lecz nie byłam w stanie skończyć. Czułam, że w gardle rośnie mi gula, której nie mogłam się pozbyć.

– Jak mogłeś, powiedz mi jak mogłeś! – podniosłam głos próbując zebrać myśli.

– O co ci chodzi?

– Powiedz mi w końcu prawdę! To ty jesteś tym chłopakiem, który wpadł z Clarrie?!

Brunet zbledł. Po jego minie domyśliłam się, że nie wiedział, co powiedzieć.

– Tak... – wydusił z siebie. – Zgadza się, chodziłem z twoją siostrą.

– Więc to była ta tajemnica, o której nie mogłeś mi powiedzieć – burknęłam odwracając wzrok.

– Kayla, posłuchaj. Nie chciałem cię zranić.

– Nie pierdol. Tylko chyba to potrafisz, co nie? A nie przepraszam, jeszcze zaliczać wszystkie laski w okolicy! – krzyknęłam machając rękami. – Ale czemu akurat moją siostrę...

– Z Clarrie było inaczej. Kochaliśmy się.

– Właśnie widzę. Tak skończyła przez twoją miłość – wskazałam na cmentarz za mną.

Chłopak spuścił wzrok.

– Jak mogłeś być takim dupkiem, że postanowiła się aż zabić z twojego powodu?! – zaczęłam głośno myśleć. – A może rzuciłeś ją jak zaszła w ciążę?

– Serio myślisz, że bym to zrobił? – Zmierzył mnie poważnie wzrokiem.

– Jak widać chyba zrobiłeś – Rozłożyłam ręce na jakiekolwiek inne argumenty.

– Nie dość, że zdradziłeś naszą przyjaźń, zabiłeś Clarrie to jeszcze nawet nie żałujesz tego. Jesteś najgorszą osobą... – oznajmiłam ozięble podchodząc bliżej niego. – Nienawidzę cię...

Spojrzał na mnie. Próbował coś powiedzieć, lecz co chwile się wstrzymywał.

– Wiedz jedno, jesteś skończonym zerem od teraz dla mnie. Obyś ty też kiedyś tak skończył jak Clarrie i został porzucony jak pies. Marzę by cię takim zobaczyć. Bezradnego, z niczym i z nikim przy sobie.

Ethan zaczął ciężko oddychać. Miał dość. Odwrócił się na pięcie.

– Jeśli tego sobie życzysz – syknął siadając do auta niedaleko nas. 

Wciąż stałam wpatrzona w jego sylwetkę, która zniknęła za oknem auta. Gotowało się we mnie. Gdybym trzymała coś w dłoniach na sto procent zostałaby z tego papka. Nie mogłam się opanować.

Ethan odpalił silnik i nawracając skierował się w moją stronę. Patrzyłam na niego z niechęcią i obrzydzeniem. Miałam go dość, jak dla mnie mógł zaniknąć, a nawet umrzeć.

– Kayla! – krzyknął Jordan.

Odwróciłam się i ujrzałam biegnącego do mnie Szafira. Kociak zauważył mnie i chciał do mnie podbiec. Zatrzymał się jednak na rozrzuconych przeze mnie tabletkach i delikatnie bawiąc się łapką uderzało tabletki. Wydawał się mieć, jako jedyny zabawę w tym miejscu. Uśmiechnęłam się, lecz nagle usłyszałam silnik samochodu. Zanim się zorientowałam ferrari Ethana wjechało na drogę, na której stał kot.

– Szafir! – krzyknęłam słysząc zgrzyt opon.

Zbladłam. Stanęłam jak wryta nie chcąc nawet spuścić wzroku na miejsce, gdzie przed chwila jeszcze bawił się cały zadowolony kociak. Przełknęłam głośniej ślinę i czując, że kręci mi się w głowie opadłam na kolana.

Podbiegł do mnie Jordan, zatrzymując się po drugiej stronie maski również zaniemówił. Nie słyszałam już odgłosów zabawy ani cichego mruczenia. Oczy zaszły mi łzami. Zacisnęłam pięści i doskoczyłam do szyby od strony kierowcy, gdzie siedział Ethan.

– Jak mogłeś zabić mi jeszcze Szafira?! – pisnęłam przerażona uderzając pięściami o szybę.

– Jakiego Szafira? – zapytał zaskoczony, po czym zrozumiał, że mówiłam o kocie.

Chłopak wyszedł z auta i zerkając pod maskę przygryzł wargę. Zerknął na mnie.

– Przecież to tylko kot – stwierdził. – Kupię ci nowego, jeśli chcesz – westchnął próbując wrócić do auta.

Ręce całkiem mi opadły. Najchętniej spoliczkowałabym go tam, lecz nie miałam na tyle siły. Nic nawet nie widziałam. Łzy całkowicie zawładnęły moim wzrokiem.

– Ty skończony sukinsynie! – krzyknął Jordan łapiąc go za koszulkę.

Zanim się obejrzałam chłopak już zdążył poczytać mi w myślach. Uderzył pięścią Ethana tak mocno, że aż poleciał na maskę samochodu. Podpierając się dłonią o nią wstał trzymając się za szczękę. Próbował się wyprostować, lecz zatoczyło go znowu w to samo miejsce.

Jordan chwycił mnie za rękę i zaprowadził do auta. Usiadłam niczym kukiełka, którą poruszają inni, a sama nie ma żadnych emocji i potrzeb. Zapiął mi pasy, lecz wciąż wzrok uciekał mi na drogę, na której przed chwilą stał Szafir.

– Nie możemy go tak zostawić – szepnęłam roztrzęsiona.

– Jeśli weźmiesz jego ciało jeszcze bardziej będziesz płakać. Pozwól, że ja to zrobię. Zamknij oczy – poprosił zawijając mi oczy chustą.

Z każdą sekundą widzenia tej irytującej ciemności czułam, że moczę kolejny skrawek chustki. Na szczęście Jordan szybko do mnie dołączył i włączając silnik skierowaliśmy się do wyjazdu. W oddali słyszałam jak Ethan krzyczał moje imię, lecz nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Był dla mnie skończony. Patrząc w boczną szybę próbowałam opanować łzy, lecz same zaczęły spływać jedna po drugiej, aż całkiem nie wybuchłam płaczem. 

Udaliśmy się do domu chłopaka, gdzie od razu w drzwiach Bell dostrzegając moje łzy rzuciła mi się na szyje. Nie pytała nawet, o co chodzi, lecz siedząc później w salonie zrozumiałam, że to Jordan opowiedział jej o wszystkim podczas przyszykowania herbaty.

– Proszę, napij się. – Podał mi kubek szatyn przysiadając się obok.

– Dziękuję za dzisiaj...

– Nie ma o czym mówić. Mówiłem ci, zawsze do usług.

Lekko podniosłam prawy kącik ust, a następnie zwijając się w kulkę posmakowałam herbaty. Była o smaku owoców leśnych, które były moim ulubionym smakiem, od kiedy Jordan przyszykował mi po raz pierwszy swoją słynną herbatę.

– Bell zaniosła twoje rzeczy do niej. Będziesz u niej dzisiaj spała.

– Nie wiem jak mam wam dziękować. To, że jesteście ze mną wiele dla mnie znaczy – Odstawiłam kubek spoglądając w piwne oczy Jordana.

– Szkoda tylko, że nie mogę być zawsze przy tobie.

Przechyliłam lekko głowę na bok pytająco.

– Dostałem się do drużyny narodowej, więc za dwa dni wracam do Nowego Yorku.

Zaniemówiłam pierwsze, lecz potem spuściłam wzrok smutna z tego powodu. Udało mu się spełnić marzenia, więc nie chciałam pokazywać, że w głębi serca jestem rozczarowana. Uśmiechnęłam się do niego gratulując dostania się tam.

– Czyli zostały tylko dwa dni... – westchnęłam. – Ale tak właściwie, co ty tutaj robisz, byłeś w Nowym Yorku jeszcze wczoraj.

– Byłem, ale po usłyszeniu cię podczas rozmowy domyśliłem się, że coś jest nie tak. Martwiłem się o ciebie i postanowiłem przyjechać.

– Zawsze tak będziesz latał jak tylko pogorszy mi się humor? – zażartowałam naciągając koc na nogi.

– Właśnie, dlatego chciałem cię spytać czy nie pojechałabyś ze mną do Nowego Yorku?

Zaniemówiłam. Z wytrzeszczem w oczach przez moją głowę przeszło tysiące myśli.

– Ale dlaczego?

– Wtedy zawsze będę na miejscu, żeby być przy tobie – wyjaśnił spoglądając mi w oczy. – Mówiłem ci przecież, kocham cię. Nawet, jeśli nie odwzajemniasz tego uczucia, chcę byś była szczęśliwa, a dawny uśmiech znowu powrócił do ciebie. Chcę znowu zobaczyć szczęśliwą Kayle...

Patrząc w kubek herbaty myślałam o tej propozycji. Wbrew pozorom tak naprawdę nic nie pozostało mi w San Diego. Straciłam mamę, wszystko się posypało w domu, jak i nie chciałam więcej widzieć Ethana po tym, co zrobił. – Westchnęłam rozumiejąc, że naprawdę nic mnie tu nie trzyma. – Nawet Szafir ode mnie odszedł...

– Pytałem się twojego taty czy pozwoliłby na taką przeprowadzkę i zgodził się pod warunkiem, że będziesz często dzwonić – oznajmił ciepłym tonem.

Kusiła mnie ta propozycja. Zawsze chciałam pojechać do tego miasta. Było to jedno z moich przystanków na liście życzeń, lecz nie sądziła, że kiedyś będę postawiona przed możliwością spełnienia go. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nagle jednak zobaczyłam we framudze drzwi opartą o nią Bell. Patrzyła na mnie najwyraźniej przysłuchując się całej rozmowie. Uśmiechnęła się do mnie jak gdyby chciała mi również dać swoje pozwolenie, a raczej powiedzieć „do dzieła Kayla" Ten uśmiech wydawał się mieć dla mnie również i drugie znaczenie. Pożegnanie. Był tak smutny, lecz zarazem zachęcający do gonienia za marzeniami, że sama zdziwiłam się, że Bell może być tak ekspresywna.

– Pojadę z tobą do Nowego Yorku – powiedziałam wciąż czując jak cała drżę z zachwytu. – Czas zacząć nowy rozdział w moim życiu.... 


KONIEC CZĘŚCI 1

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Bardzo chciałabym podziękować wszystkim, którzy dotarli do końca książki. 

Ma ona dla mnie wielką wartość sentymentalną, gdyż jest to pierwsza moja praca jaką wysłałam na konkurs na książkę dla młodzieży. Szczerze, bardzo pokochałam wszystkich bohaterów i mam nadzieję, że wy też. Pamiętajcie, zakończyliśmy już część życia Kayli, lecz wciąż czeka przed nami o wiele więcej. 

Dajcie mi znać czy podczas czytania byliście Team Jordan czy Team Ethan 

Do zobaczenia <3

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz