czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział XV]

 



Naburmuszona tupiąc głośniej nogami skierowałam się na przystanek autobusowy. Jenn wyszła wcześniej niż ja, więc mogłam być sama. Było to jednak trochę dziwne. Pierwszy raz Jordan mnie nie odprowadził. W głębi serca czułam smutek, lecz bardziej buchała ode mnie złość na niego. Doskonale wiedziałam, że coś zaiskrzyło między nami, lecz skąd miałam znać swoje uczucia. Nie wiedziałam co mi nagle do głowy wpadło. Zresztą mogło być to przez kaca i jeszcze jakieś promile alkoholu we krwi.

– Kayla od teraz jesteś na odwyku... – pomyślałam podirytowana.

Wróciłam do domu po południu i już przy otwieraniu drzwi wyczuwałam kłopoty — Ktoś robił curry. Jedyną osobą w domu, która robiła zazwyczaj to danie to mama, więc na samą myśl, że jest w domu przewróciłam oczami.

– Świetnie, jeszcze ona na poprawę humoru – westchnęłam wchodząc do środka. – Wróciłam!


Dobrze wiedziała, że jeśli mama zaczęła gotować to miała zły dzień. Nie raz wraz z tatą kończyliśmy w kuchni siedząc nad talerzem, którego zawartość mogłaby być eksponatem w muzeum historycznym. Jak nic jej skrzydełka z przyprawami pomylili by z ceramicznymi płytkami z prehistorii. Tata już trzeci raz złamał sobie zęby na jej eksperymentach kulinarnych. Dla mnie jedynym ratunkiem było pozbycie się jedzenia w momencie, gdy wychodziła z kuchni. Jedynym z nas, który znosił to więzienne żarcie był Marc. Był prawdziwym weteranem, którego podziwialiśmy. Nie wiem czy tylko jemu dawała jadalne jedzenia, a nas nie cierpiała. Wydawało się to podejrzane.

– Kayla siadaj, jest jedzenie – zaprosiła mnie do stołu.

– Jadłam u Bell – chciałam się wywinąć, lecz na horyzoncie pojawił się skrzat z zarzuconymi rękami na piersiach.

– Lepiej siadaj, bo sytuacja nie jest za ciekawa – powiedział dość rozbawiony tym.

– Nie rozkazuj mi, wracaj do nabijania punkcików w grze.

– Mówiłem ci, że to expa! Kayla serio nie masz za grosz szacunku do gier.

– Jakoś przeżyjesz i tak jesteśmy skazani na siebie – odparłam wystawiając mu język.

– Ciekawe czy jeszcze można zmienić rodzeństwo...

– Rozczaruję cię, już sprawdzałam.

Zanim mi odpowiedział z kuchni wyszła mama ubrana w zielony fartuch. Poprosiła, żebym usiadła do stołu. Nie chciałam, lecz widząc jej krzywą minę obiecałam, że zjem chociaż troszeczkę.

Odstawiłam plecak do salonu i szybkim krokiem zajęłam miejsce w jadalni. Zobaczyłam tatę podpierającego głowę jedną ręką.

– Znowu gotowała? – szepnęłam do niego.

– Widzisz moje załamanie... – odparł wydając się jakby już zjadł co najmniej trzy dania.

Po chwili mama przyniosła do stołu wielki garnek i zaczęła nakładać nam jedzenie. Kiedy otworzyła pokrywkę ciepła para buchnęła lekko brudząc okulary taty, które natychmiast przemył rękawem. Zerknęłam na jedzenie w środku i nie mogłam uwierzyć. Miało kolor. Spojrzałam to na mamę, to na garnek, po czym oparłam się plecami o krzesło i skrzyżowałam ręce na piersiach.

– Dobra, o co tutaj chodzi? – zapytałam nie mogąc dowierzyć własny oczom, że potrawa mamy pachnie jadalnie.

– Ciocia Nathalie wpadła rano i przyniosła trochę curry dla nas... – wyjaśniła blondynka po czterdziestce.

Wszystko wyjaśnione, a ja z tatą odetchnęliśmy z ulgą. Nabraliśmy ryżu i curry na talerze. Wolnym ruchem widelca zajadałam się. W atmosferze czułam jednak, że coś jest nie tak. Zanim nabiłam sobie następną porcję na widelec tata kaszlnął mówiąc moje imię.

– Kayla, jeśli chodzi o ostatni obiad z rodziną Millerów... – zaczął brązowowłosy mężczyzna parę lat starszy od mamy.

– Przepraszam, że tak nagle wyszłam, ale nie mogłam już znieść tego, co robił Ethan.

– Mogłaś chociaż spróbować, a nie wychodzić w tak niemiły sposób. Pomyśl w jakiej sytuacji zostawiłaś tatę.

– Ty nawet się nie pojawiłaś – Przewróciłam oczami grzebiąc w talerzu.

– Nie pyskuj. Miałam coś do załatwienia w szpitalu.

– Jak zawsze. Tylko to się liczy – westchnęłam znudzona tą samą, ciągłą gadką o jednym powodzie. – Mogłabyś być bardziej kreatywna, a nie cały czas wszystko zwalać na pracę w szpitalu.

– Kayla milcz. Jak śmiesz tak do mnie mówić! – krzyknęła mama kipiąca złością niczym potrawa, którą podgrzała. – Dopóki mieszkasz pod naszym dachem, lepiej pilnuj swojego języka, bo ostatnio pozwalasz sobie na za wiele.

– Nie chcę cię zmuszać do niczego, po prostu z Panem Millerem stwierdziliśmy, że miło by było, gdybyś odzyskała kontakt z Ethanem.

– To po to zorganizowaliście ten teatrzyk? – zapytałam z wyrzutami.

– Chcieliśmy byście mogli pogadać...

– Gratulację, udało się wam. Teraz jeszcze bardziej siebie nienawidzimy.

– Kayla, daj spokój. Nie bądź taka surowa dla Ethana, to dobry chłopak, ale ostatnio w jego życiu też się dużo działo.

– Co niby takiego? Kolejna dziwka, którą wyrwał na imprezie?

– Tego już za wiele. Jak ty się wyrażasz?! – wtrąciła się mama podnosząc głos.

– Jego matka umarła i znowu wrócił do ojca. Po rozwodzie dowiedziała się, że ma białaczkę i chciała spędzić więcej czasu z synem, dlatego się przeprowadził.

Zamurowało mnie. Od paru lat szukałam powodu jego przeprowadzki na drugi koniec miasta, a teraz dostałam go jak na talerzu. Nie mogłam uwierzyć, że coś takiego się stało. Okazuję się, że wcale go nie znałam.

– Ethan pomimo tego, że wrócił do tej okolicy rok temu podobno całkowicie się zmienił, dlatego jego tata prosił, żebyś znowu pomogła odnaleźć mu uśmiech jak wtedy, kiedy byliście młodsi.

– To on postanowił mnie zostawić i zniknąć. Porzucił mnie przez jakąś lalusie, która go rzuciła.

– Nawet jeśli miał taką sytuację to nie zmienia faktu, dlaczego zerwał ze mną znajomość – dopowiedziałam podenerwowana. – Chyba sobie żartujesz, że mam go teraz pocieszać i płakać razem z nim. Wystarczy mi łez przez niego.

– Proszę cię tylko byś była wyrozumiała i jakoś mu pomogła. Jego ojciec martwi się o niego.

– Szczęściarz. Przynajmniej jego rodzic martwi się o swoje własne dziecko – stwierdziłam z wyrzutami patrząc na tatę i mamę.

– Kayla, proszę... – zaczął tata. – Dobrze wiesz, że się staramy.

– Uciekać od problemów – wtrąciłam się podirytowana tymi bzdurami. – To wszystko? – Miałam już dość tego tematu.

– Jakich problemów? – zapytała mama przyglądając mi się.

– Myślicie, że tego nie widać? – zapytałam prychając. – Jeśli nie potraficie się pogodzić z tym, że wasza ukochana córka gryzie ziemię, to chociaż niech do was dojdzie, że macie jeszcze dwójkę dzieci!

Marc, który siedział obok mnie aż znieruchomiał tak jak i reszta. Zatrzymał swój widelec koło ust, po czym go odłożył. Po jego policzkach spłynęły łzy. Przejechał rękawem po twarzy chcąc to ukryć, lecz cała nasza trójka od razu zauważyła jego reakcje.

– Jak śmiesz tak mówić o swojej siostrze?! – krzyknęła mama.

– A jak inaczej mam to nazwać?! Czy dla was tylko Clarrie się liczyła?! Może w końcu byście dostrzegli, że opuściliście pozostałą dwójkę dzieci uciekając od tego co się stało rok temu. Proszę niech do was w końcu dotrze, że Clarrie nie wróci, a takim zachowaniem tracicie nas!

Mama cała już czerwona i gotująca się wewnątrz wstała gwałtownie i z odsunięciem głośno krzesła podeszła do mnie. Zamachnęła się prawą dłonią. Po całym pomieszczeniu rozległ się huk. Spoliczkowała mnie. Odwróciłam głowę w jej stronę dotykając piekącego miejsca na twarzy.

– Prawda boli? – Podniosłam głos zdegustowana jej zachowaniem.

– Wynoś się stąd!

– Kochanie! – Tata aż podniósł się z krzesła kierując słowa do mamy. – Czy trochę nie przesadzasz...

– Wynoś się – powtórzyła tym samym kipiącym się głosem. – Moja jedyna córka umarła rok temu.

Podniosłam brwi. Znieruchomiałam słysząc jej słowa. Łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Zanim jednak je uroniłam przetarłam twarz ręką by nie pokazywać słabości. Wstałam z krzesła z takim impetem, że przewróciłam go do tył. Uderzyło o ziemię z takim trzaskiem, że Marc aż podskoczył.

– W porządku – syknęłam.

Pobiegłam do pokoju zabierając parę potrzebnych rzeczy i pakując je do plecaka zarzuciłam go na plecy. Zbiegłam po schodach i rzucając okiem po kuchni, w której wciąż stała mama prychnęłam mając dość. Cieszyłam się, że wreszcie odważyłam się powiedzieć co o tym myślę. Chciałam by wreszcie się opamiętała, a nie żyła przeszłością.

Chwyciłam za klamkę do drzwi. Usłyszałam z kuchni jak tata wołał moje imię, lecz nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Skoro mama chciałabym odeszła postanowiłam to uszanować. Za bardzo siebie raniłyśmy nawzajem. Gdyby tylko Clarrie żyła, a ja skończyła na jej miejscu to wszystko byłoby piękniejsze. Nie ma to jak ukochana córka umrze, a rodzice pozostaną z czarną owcą, która tylko sprawia kłopoty.

– Kayla! – Usłyszałam trzaskając za sobą drzwiami. 

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz