czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział XXV]

 



Następnego dnia obudziłam się wraz z budzikiem. Po szybkim śniadaniu zostaliśmy przetransportowani nad Salt Lake, gdzie mieliśmy otrzymać cały sprzęt. Nie mogąc się doczekać przysiadłam się pod jedno drzewo wraz z Liz i Mią, które przyczepiły się do mnie niczym rzep do psiego ogona. Nie wiedziałam, czemu lecz sam głos Liz przyprawiał mnie o białą gorączkę. Miała do tego prawdziwy talent.

– Proszę dobrać się w dwójki, przydzielimy wam kajak i wiosła – zarządziła organizatorka trzymając listę uczestników.

– Mia załatw nam jeden – poprosiła Liz objadając się chipsami.

Bez żadnego komentarza pobiegła do czarnowłosej z listą. Prychnęłam widząc, że ich relacja bardziej przypomina pieska i jego pana. To nawet lepiej, nie musiałam jeszcze widzieć ich podczas płynięcia kajakiem. Gdyby nie to, że tylko one się do mnie odezwały, a ja nie miałam zbytnio odwagi powiedzieć im by ze mną nie rozmawiały, utknęłam z nimi.

– Super, ciekawe, z kim ja będę – pomyślałam rozglądając się czy ktoś jest bez pary.


Zapytałam najbliższe osoby wokół czy ktoś przypadkiem szuka kogoś, lecz ku mojemu rozczarowaniu wszyscy byli już dobrani w dwójki. Westchnęłam nie wiedząc, co mam teraz zrobić. Podeszłam do kobiety zapisującej wszystkie nazwiska chcąc zapytać czy może ona nie ma na liście kogoś bez pary.

– Przykro mi, ale mamy nieparzystą liczbę uczestników – wyjaśniła po przekartkowaniu pliku papierów.

– W takim razie będę sama płynąć? – dopytałam nie mając w sumie nic przeciwko temu.

– Skądże, żaden uczestnik nie może sam płynąć. Dostaniesz do kajaka jednego z naszych instruktorów. Będziecie zamykać kolumnę – objaśniła przypisując mi żółty kajak.

– W porządku, gdzie jest ten instruktor?

– Przyjdzie wkrótce, załatwia kapoki – odparła nawet nie utrzymując kontaktu wzrokowego ze mną.

Przewróciłam oczami widząc, że całkowicie nie obchodzi ją mój problem. Wydawała się być tak zabiegana, że przypominała bardziej robota niż człowieka. Tylko brakowało buchającej pary z jej uszu.

Nagle całkowicie zmieniając temat usłyszałam jak mocnej zaklasnęła chcąc prosić o uwagę wszystkie osoby. Odsunęłam się od niej słysząc jak bardzo ma donośny głos.

– Proszę weźcie wszystkie swoje rzeczy do tej barki, nasz plan jest prosty, płyniemy kajakami, a następnie śpimy w kajutach, oprócz tego mamy parę niespodzianek i zwiedzanie Wyspy Antylop. Jakieś pytania?

– Po ile osób mamy być w kajutach? – zapytał niski chłopak stojący w tłumie.

– Przydziały są takie same jak wcześniej w hotelu. Trzy lub cztery osoby są przypisane do jednej kajuty.

Słysząc to poczułam jakby ktoś właśnie mnie spoliczkował. Dalej miałam spać w tym samym pokoju, co Liz i Mia, no to są naprawdę żarty. Nie sądziłam, że mogłoby być gorzej.

– Czyli dalej jesteśmy razem. Nie obraź się, że płyniemy razem bez ciebie – podeszła do mnie Mia.

– Na to wygląda...

– To co powiecie na partyjki pokera co noc? – wtrąciła się Liz zakładając nam ręce na ramiona.

– Brzmi super! – ucieszyła się Mia mając już iskierki w oczach.

– Zobaczę, jak będę zmęczona... – odparłam nie chcąc je urazić.

Pracownicy barki wnieśli nasze plecaki do kajut, więc mogliśmy jeszcze chwile posiedzieć sobie i odpocząć przed pierwszym wypłynięciem. Przysiadłam na trawie wpatrując się w białe chmury układające się w różne kształty. W końcu mogłam zebrać myśli po awanturze w domu. Po tym wszystkim nie chciałam nawet tam wracać. Ten wyjazd był niczym błogosławieństwo. Wiedziałam, że uciekanie od problemów nie jest dobre, lecz nie potrafiłam spojrzeć rodzicom w twarz. Nie po tym, co się wydarzyło, czego się dowiedziałam...

Po godzinie usłyszałam, jak zaczęto nawoływać uczestników do pojawienia się nad jeziorem. Ustawiliśmy się w rzędzie, jeden obok drugiego. W sumie trzydzieści nastolatków, to dość duża gromada do ogarnięcia. Współczułam organizatorom, którzy musieli mieć oczy dookoła głowy. Z tego, co słyszałam na poprzednim turnusie jedna osoba o mało co nie utonęła po tym jak wzięła dopalacze. Było widać, że w porównaniu z zeszłym latem nagle ich ostrożność się podwyższyła. Zauważyłam więcej opiekunów i instruktorów, którzy próbowali opanować cały ten chaos.

– Zajmijcie swoje kajaki – poprosiła jedna z opiekunek o blond włosach spiętych w warkocz.

Każdy siedział już w swoim kajaku oprócz mnie. Nie wiedziałam, gdzie jest instruktor, z którym miałam płynąć. Zniecierpliwiona oparłam się o kajak w oczekiwaniu na poznanie osoby, z którą miałam spędzić następne parę dni na wodzie. Mieliśmy już założone kapoki, więc tym bardziej nie rozumiałam nieobecność mojego partnera. Westchnęłam zastanawiając się czy, aby nie popłynąć sama. Mogłam zawsze zrzucić winę na tamtą organizatorkę, która nawet nie poświęciła mi uwagi podczas rozmowy.

Powoli każdy z kajaków zaczynał wypływać na jezioro. Jeden za drugim był wpychany do wody, gdzie uczestnicy oswajali się z wiosłami. Zaczęłam chodzić w kółko szurając po piachu ze zniecierpliwienia. Ileż można czekać?! Zostałam sama z jednym durnym kajakiem obok. Zerkając na resztę osób mających rozgrzewkę w wodzie czułam jak krew się we mnie gotuję. Nie miałam ochoty i tutaj być tak zła.

– Przepraszam za spóźnienie! – odezwał się męski głos za mną. – Możesz już wejść do kajaka.

– No wreszcie, dłużej się nie dało – syknęłam poirytowana. – Mam cię zgłosić do organizatorów obozu? – Odwróciłam się do niego.

– Kayla?

– Ethan? – Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.

– Co ty tu u diabła robisz? – zapytał mierząc mnie wzrokiem. – Nie mów tylko, że mnie śledziłaś.

– Tak, jakbym nie miała nic lepszego do robienia. A może to ty mnie śledzisz?

– Marzę o tym – Przewrócił oczami. – Jak widzisz jestem tutaj instruktorem i jednym z opiekunów.

Mój wzrok zjechał na jego klatkę, na której widniało logo obozu. Miał rację. Westchnęłam próbując się opanować.

– No dobrze, w takim razie pośpiesz się, nie chcę przez twoje spóźnienie tracić ani minuty więcej.

– Idź do przodu – zarządził zajmując tylne miejsce.

– Wolę siedzieć z tyłu.

– Bardziej doświadczone osoby siedzą z tyłu.

Nie miałam ochoty ani czasu się kłócić. Ze skwaszoną miną zajęłam miejsce i odrzucając włosy spięte w kucyk do tyłu wzięłam wiosła.

– Chociaż popchaj kajak – odrzekłam widząc, że blokuje nas piach.

Usłyszałam za sobą ciche westchnięcie. Zrobił to, o co go prosiłam, po czym wskoczył na swoje miejsce.

– W takim razie zobaczymy, co te twoje żelki potrafią – stwierdził biorąc wiosło.

– Jeszcze cię zaskoczą – odparłam lekko urażona.

Ethan jako pierwszy narzucił tempo, więc zerkając lekko do tyłu próbowałam się dopasować. Zaczęliśmy wreszcie płynąć. No nareszcie, myślałam, że się zagrzebię w tym piachu na plaży.

– Nie wiem, ile mówiła ci Xenia, ale mamy zamykać kolumnę, więc płyniemy jako ostatni przez cały czas – oznajmił chłopak.

– Xenia?

– Nasza organizatorka – Wtedy sobie przypomniałam o brunetce z plikiem papierów.

Paręnaście metrów od nas dojrzałam, że wszyscy uczestnicy się zatrzymali. Zaskoczyło mnie to. Chciałam jak najszybciej się dowiedzieć, o co chodzi, więc przyśpieszyłam tempa wybijając z rytmu Ethana.

– Rany Kayla! – podniósł głos niezadowolony.

Nic nie odpowiedziałam będąc wpatrzona w zgrupowanie. W końcu udało nam się dogonić resztę obozu. Rozejrzałam się po wszystkich osobach. Liz i Mia znajdowały się dwa kajaki ode mnie. Zauważyły mnie. Mia natychmiastowo mi pomachała, a ja średnio zadowolona z tego powodu spojrzałam przed siebie. 

Jeden z opiekunów, który znajdował się na samym środku wygłaszał ogłoszenia jak i zasady. Na szczęście, co roku było to samo, więc wiedziałam, że nie jest to zbyt ważne. Tym razem jednak w porównaniu z turnusem z zeszłego lata znajdowaliśmy się w innym miejscu. Wcześniej płynęliśmy kajakami po Green River, gdzie krajobrazy jak i cała atmosfera obozu skradły mi serce. Miałam nadzieję, że w tym roku będę mogła tak samo odpocząć jak i wtedy. Sama myśl o wizycie w Salt Lake City i popłynięciu na Wyspę Antylop sprawiały, że nie mogłam się doczekać tego dnia. 

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz