czwartek, 10 sierpnia 2023

Now or Never [Rozdział XLI]

 



Zeszłam na dół i zaglądając do lodówki myślałam nad dzisiejszym śniadaniem. Nigdy nie musiałam narzekać na brak jedzenia w środku, lecz bardziej na małą wyobraźnię. Zazwyczaj jadłam te same rzeczy, lecz dzisiaj chwyciłam za jogurt i musli z szafki. Postanowiłam zjeść bardziej zdrowo. Odwrócona tyłem do blatu przyszykowałam jedzenie, gdy nagle usłyszałam czyjeś kroki. Stwierdziłam, że musi być to skrzat, więc nawet się nie odwracałam.

– Clarrie? – usłyszałam za sobą głos mamy.

– Odwróciłam się i widząc jej zaspane spojrzenie stwierdziłam, że majaczy.

– Czy to dzisiaj jakiś dzień omam, czy co się tu dzieje?! – pomyślałam podirytowana.


– Córeczko – Podeszła bliżej kładąc rękę na moim policzku. – Gdzieś ty zniknęła?

Spojrzałam na nią krzywo trzymając obie dłońmi blat za sobą. Nie byłam pewna, co mam powiedzieć, czułam się dość niekomfortowo i nie na miejscu. W końcu myliła mnie z siostrą!

– Czemu mi to zrobiłaś Clarrie? – zapytała rozżalonym tonem. – Dlaczego?!

– Chciałam jak najlepiej dla ciebie. Robiłam wszystko byś była najlepsza i perfekcyjna. Jak mogłaś? Powiedz mi, jak mogłaś do cholery to zrobić?! – zaczęła z sekundy na sekundę podnosić głos.

– Mamo? – zapytałam czując jej uścisk na mojej koszulce.

Nagle ujrzałam w jej oczach, że dziwne omamienie mną zniknęło. Spojrzała na mnie nic nie mówiąc, po czym odsunęła się do tył. Nie spodziewałam się, że pomyli mnie z Clarrie, może i obydwie miałyśmy blond włosy i dzisiaj miałam na sobie koszulkę, którą wraz z nią nosiłyśmy, bo była promocja dwie w cenie jednej, lecz było to dla mnie trochę za dużo.

– To ty… – wreszcie się do mnie odezwała. – To ty, to przez ciebie!

Otworzyłam szerzej oczy nie rozumiejąc, co tu się przede mną odgrywa. Znowu złapała mnie za koszulkę próbując podnieść. Na szczęście nie miała tyle siły by podnieść cały mój ciężar. Zaczęłam się opierać i próbując się uwolnić zaczęłam się wierzgać.

– Mamo, daj spokój! – próbowałam ją uspokoić.

– Nie nazywaj mnie tak! Moim jedynym grzechem było urodzenie takiej córki jak ty. Gdyby nie ty, to Clarrie by wciąż żyła. To ty ją zabiłaś! – krzyknęła szarpiąc mnie na boki.

– O czym ty do cholery mówisz?

– Skoro tak ci się podobał ten dupek, to mogłaś ty iść z nim do łóżka, a nie moja biedna Clarrie!

– O kim ty do cholery mówisz?!

– To ty powinnaś skończyć jak ona… – syknęła chwytając z suszarki obok zlewu jeden z noży. – Musisz za to zapłacić…

W tej samej sekundzie ujrzałam, jak mignęło mi ostrze noża przed oczami. Zbytnio byłam zszokowana tym wszystkim by nawet się odsunąć. Z przerażeniem obserwowałam, jak mama zamachuje się i uderza prosto w moje ciało. Ostrze przejechało po moim ramieniu rozcinając skórę, aż do przedramienia. Krzyknęłam przeraźliwie czując narastający ból. Drugą dłonią chwyciłam mamę za ramię próbując przewrócić ją na ziemię bym mogła uciec. Na szczęście pamiętałam o jej operacji na kolanie sprzed dwóch lat, więc z całej siły uderzyłam w starą bliznę, gdzie wciąż miała śruby. Pisnęła z bólu wypuszczając nóż na ziemię. Ostrze uderzyło z charakterystycznym dźwiękiem, a ja korzystając z okazji wyminęłam ją. Wybiegłam od razu z mieszkania. Zbiegając po schodach trzymałam zranioną rękę i patrzyłam pod nogi czując, że już mieni mi się w oczach. Oglądałam się w obawie, że wybiegnie za mną. Nie mogłam uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Chciała mnie zabić!

Wybiegając z bloku ujrzałam rozjarzone słońce nade mną. Oślepiło mnie. Cała we krwi czułam się jakbym zaraz miała zemdleć z bólu.

– Kayla?! – zawołał mnie męski głos z niedaleka.

Znałam go. Od razu spojrzałam w lewą stronę, gdzie stał zaparkowany samochód, a z niego właśnie wysiadł wysoki chłopak o brązowych włosach.

– Co ci się stało?! – Podbiegł przerażony widząc tyle krwi.

– Jordan! Mama chciała mnie zabić... – wydusiłam z siebie wciąż będąc w szoku. – Groziła mi nożem!

– Ona… – zaczęłam, lecz łzy pokrzyżowały mi plan skończenia zdania.

– Kayla… – Zmienił ton na bardziej miękki.

Zanim cokolwiek więcej wydusiłam Jordan wziął mnie w ramiona, kładąc moją głowę na jego klatce. Wsłuchując się w bicie jego serca próbowałam się uspokoić, lecz wciąż przerażenie brało nade mną górę.

– Może będzie lepiej, jeśli zadzwonimy na policję i pogotowie już tutaj? – zaproponował wpisując numer.

Nie miałam głowy by o tym myśleć. Chwycił za komórkę i rozmawiając z centrum powiadomień podał adres oraz całą sytuację. Policja wraz z karetką zostały od razu wysłane. Usiedliśmy w aucie chłopaka. Próbowałam unikać kontaktu ręki z tapicerką by nie pozostawić plam. Nie chciałam by był potem stratny i skończył z samochodowym podejrzanym o dokonanie w nim morderstwa.

– Usiądź wygodnie.

– Nie chcę zabrudzić ci tapicerki – wyjaśniłam zakłopotana tą sytuacją.

– Kayla, na litość boską, nie gadaj głupot!

Po kilkunastu minutach usłyszeliśmy syreny wyjące na końcu ulicy. Zanim się obejrzeliśmy auto zaparkowało obok naszego, a ze środka wyszło dwóch funkcjonariuszy w młodym wieku.

Jeden z nich zapukał do szyby od strony Jordana.

– W mieszkaniu numer sto czterdzieści znajduję się matka tej dziewczyny, która zaatakowała ją nożem – wyjaśnił wszystko, po czym mężczyźni zniknęli w klatce schodowej.

Po chwili przyjechała również karetka. Wyszliśmy z auta i od razu po zobaczeniu lekarza podeszłam do niego. Stanął jak wryty widząc całą tą krew. Poprosiłbym usiadła, a on rzucił okiem po ranię.

– Nie jest dobrze, potrzebne będzie szycie – stwierdził oglądając rękę. – Musisz z nami jechać do szpitala.

Spojrzałam na lekarza o blond włosach, który wydawał się nie wierzyć w to, że zrobiła to moja mama. Wsiadłam za nim do karetki, a Jordan słysząc, że nie może jechać z nami postanowił dojechać autem. Już mieliśmy zamykać drzwi, gdy z bloku wyszła mama w asekuracji policjantów. Była skuta. Rzucała się na boki krzycząc, że robiła to, co słuszne. Wciąż kulała na nogę, którą kopnęłam paręnaście minut temu, przez co wydawała się być mniej groźna niż sądziła cała reszta. Moja rana jednak była najlepszym dowodem, że nie można było jej lekceważyć. Po wyprowadzeniu mamy, tata wraz ze skrzatem zbiegli na dół i widząc mnie w karetce podbiegli zaniepokojeni.

– Kayla, powiesz mi, co się tutaj… – zapytał tata zaniepokojony aresztowaniem mamy, lecz zaniemówił widząc moją ranę. – Co ci się stało?!

– Mama mnie zaatakowała.

– To jakiś absurd. Jak mogła niby to zrobić?

– Tato, proszę uwierz mi. Nie kłamałabym w tej sprawie. Zaczęła krzyczeć, że to ja powinnam umrzeć zamiast Clarrie, bo wszystko jest moją winą. – wytłumaczyłam nie chcąc przypominać sobie niczego więcej z tamtej chwili.

– Przepraszam, ale muszę lecieć do szpitala. – westchnęłam zamykając drzwiczki.

Po dojechaniu na miejsce szybko udało mi się przejść przez badania. Chirurg dyżurujący w godzinach mojego przyjęcia wydawał się doświadczony na tyle, że nie dziwił się jak ten lekarz w karetce. Szybko udało mi się założyć szwy i po całym zabiegu dostałam tabletki przeciwbólowe. Wyszłam z sali i dostrzegłam Jordana siedzącego w poczekalni. Z nogą założoną na drugą wydawał się niecierpliwić i wręcz nie wytrzymywać tej presji dłużącego się czasu.

– Kayla?! – Widząc mnie aż podskoczył.

– Spokojnie, nic mi nie jest.

– Jak to kurwa nic, nawet tak nie mów! – zbeształ mnie natychmiast.

– Z tego co powiedział mi lekarz rana nie jest poważna, ale najprawdopodobniej zostanie ogromna blizna.

– Nic dziwnego…

Mijając innych pacjentów opuściliśmy szpital. Na parkingu obok auta Jordana zobaczyłam samochód taty, z którego wyszedł wraz z Marcem. Rzuciłam po nich okiem, nagle marszcząc brwi.

– Czemu masz Szafira? – zapytałam zdenerwowana widząc kojec kotka.

– Jordan prosił, żebyśmy przywieźli ci go i parę twoich rzeczy – wtrącił się tata.

– Jakbyś mi powiedziała, że mamy takiego współlokatora, to bym poświęcił ten ostatni dangeon, żeby się z nim pobawić.

– Nie jesteś zły, że przygarnęłam kota? – zapytałam zaskoczona tatę.

– Kayla, teraz to moje najmniejsze zmartwienie.

– Ale po co tak właściwie są tutaj moje rzeczy?

– Stwierdziłem, że lepiej będzie jak przez parę dni zamieszkasz u nas, zmienisz otoczenie i zapomnisz o tym, co się stało. Dom zbytnio będzie ci przypominał o tym ataku na ciebie i nie będziesz czuła się bezpiecznie – objaśnił Jordan charyzmatycznym tonem. 

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz