Nareszcie nadszedł dzień mojego upragnionego wyjazdu na obóz. Pomimo ostatnich zmartwień próbowałam jakoś dać sobie radę. Nie powiem, pomagała mi medytacja i bieganie dzięki którym mogłam chociaż trochę odpocząć od tego szaleństwa. Na szczęście teraz siedziałam w autokarze przyglądając się widokowi za oknem. Marzyłam o zameldowaniu się już w hotelu w Salt Lake City i odebraniu mojego kajaka na dalszą podróż.
Przez większość czasu spałam nie chcąc być wykończoną po przyjeździe na miejsce. Po włączeniu silnika pojazdu wynajętego przez władze obozu by przywieść uczestników, oczy same mi się zamykały.
– Kayla chcesz jeszcze żelka? – zapytała Mia siedząca obok mnie.
Poznałam ją jeszcze w San Diego na parkingu, gdzie czekaliśmy na autokar. Wydawała się na zagubioną i nikogo nie znała tak jak i ja. Tym razem moi starzy znajomi z poprzedniego roku zrezygnowali z obozu na rzecz studiów lub innych podróży. Też zostałam sama jak i ona, więc od razu do mnie podeszła. Odnalazłyśmy wspólny język prawie w tej samej chwili, gdy usiadłyśmy razem w autokarze.
– Nie dzięki – odparłam próbując wrócić do spania.
– Nie śpij już, zaraz będziemy – oznajmiła niska dziewczyna o czerwonych włosach do ramion.
– Już?! – dopytałam zszokowana jak szybko minął ten czas.
– Jasne, przecież spałaś prawie osiem godzin. Nawet tamte dziury na szosie cię nie obudziły, a zakładałam się z Liz czy jednak wstaniesz.
– Dzięki Kayla, Mia wisisz mi dyszkę – stwierdziła radosnym tonem blondynka o kręconych włosach siedząca na siedzeniu przed nami.
Liz poznałyśmy niedługo po znalezieniu miejsc. Przypominała mi bardzo Bell, była równie wygadana i towarzyska jak ona. Kiedy z nią rozmawiałam czułam nawet tą samą charyzmę, co u niej.
– No błagam, już takie zakłady robicie? – westchnęłam.
– Zakłady są zawsze dobre, o ile się wygrywa – wyjaśniła Liz odbierając swoją nagrodę.
W Liz najbardziej zaskoczyło mnie to, że dowiedziałam się o jej skłonnościach do hazardu już w drugiej minucie siedzenia w autokarze. Kiedy zapytała się mnie czy dołączę do jej znajomych podczas gry w pokera całkowicie mnie zamurowało. Wydawała się być osobą, która przelicza wszystko na interes, a nic na przyjemność.
– Dobra królewno wstajemy – dodała po chwili wskazując za oknem na napis Salt Lake City.
– Wreszcie na miejscu – stwierdziłam uradowana.
– Przynajmniej nikt nie będzie nam już chrapać – zaśmiała się uszczypliwie Liz.
Prychnęłam lekko urażona. Wcale nie chrapałam, to jej się coś zdawało.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do naszego celu. Zatrzymaliśmy się przed Grant Flower Hotel, w którym mieliśmy spędzić następną noc.
– Dobierzcie się teraz od trzech do czterech osób – poprosiła organizatorka około czterdziestki.
Rozejrzałam się za kimś, lecz od razu na horyzoncie pojawiła się Mia z Liz. Westchnęłam. Wiedziałam, że nie będę mieć za dużego wyboru, więc nie chciałam być wybredna.
– Teraz niech jedna osoba z grupy podejdzie i wylosuje sobie pokój – dodał mężczyzna trzymający woreczek z karteczkami.
Wybraliśmy Liz jako naszą reprezentantkę. Podeszła do organizatora ciągnąc jeden z numerków. Z takiej odległości nie mogłam zaprzeczyć jej wspaniałej figury, którą dodatkowo podkreślały obcisłe czarne jeansy oraz koszulka w paski ledwo zakrywająca jej brzuch.
– Numer sto dwadzieścia pięć – oznajmiła machając nam przed oczami kartką.
Weszłyśmy do hotelu, gdzie od razu rzuciło mi się w oczy małe oczko wodne znajdujące się na samym środku oraz kaskada, która tworzyła przepiękny wystrój wnętrz. Oprócz tego ściany były pomalowane w jasnych odcieniach zieleni, a mnóstwo roślin tylko upiększało całe pomieszczenie wydające się urządzone w stylu wschodnim.
Podążyłyśmy na górę szukając naszego pokoju. Na pierwszym piętrze Mia wypatrzyła numerek pasujący do numeru na naszej kartce, więc podbiegłyśmy chcąc zobaczyć, w jakim pokoju będziemy dzisiaj mieszkać. Liz szybkim ruchem przekręciła klucz w zamku otwierając drzwi. Wpadłyśmy do środka niczym na piętnastominutową wyprzedaż w centrum spodni, gdzie nie raz wybierałam rozmiar na oko by tylko dostać siedemdziesięcioprocentową zniżkę. Rozejrzałyśmy się po pokoju, w którym stały trzy łóżka, jedno dwupiętrowe. Pokój był dość przestronny oraz urządzony w stylu vintage, co całkowicie kłóciło mi się z wystrojem holu.
– Biorę to łóżko! – krzyknęła Liz kładąc się na łóżku piętrowym.
Podniosłam brwi zdziwiona, że ktokolwiek chciałby spać na górze. Zazwyczaj każdy kłócił się o dolne łóżko, więc nie mogłam ukryć swojego zszokowania. Mi to było obojętne, gdzie miałabym spać, szczególnie, że to tylko jedna noc, więc po prostu przysiadłam się na łóżku naprzeciwko Liz.
– Idę pierwsza pod prysznic – oznajmiłam rozpakowując ubrania do spania oraz parę kosmetyków.
Zniknęłam za drzwiami łazienki nie mogąc się doczekać prysznica. Potrzebowałam odświeżenia po tylu godzinach jazdy. Nie sądziłam, że mogę być aż tak wymęczona podróżą, lecz w sumie nic dziwnego, jechałam autokarem, a przy mojej chorobie lokomocyjnej tylko sen był ukojeniem od wszelkich bólów.
– Następnym razem lecę samolotem – pomyślałam czując wczorajsze śniadanie.
Włączyłam wodę i czekając aż się trochę zagrzeje spojrzałam na telefon. Dostałam wiadomość od Bell.
– „Kayla! Jak mogłaś… z kim mam teraz plotkować przez tydzień…”
– „Masz jeszcze Jenn” – odpisałam przekomarzając się.
– „Zabawne, mówię poważnie, przecież wiesz, że jej to wszystko wlatuje jednym uchem i od razu wylatuje drugim…”
Nic dziwnego. Tylko ja miałam do tego taki dystans. Jenn miała dość po tym jak zaczęła ją obgadywać i od tamtej pory więcej nie dołączała do naszych plotek. W przeszłości, kiedy Bell dzwoniła do mnie słuchałam ją niczym dziecko oglądające bajkę, lecz teraz te wiadomości wchodziły mi prawym uchem i wychodziły lewym. Nie było to już dla mnie takie istotne, lecz wiedziałam, że dla Bell było to ważne. Każdy musi mieć się, komu wygadać, więc nie chciałam ją zostawiać samą z jej problemami.
– „Jak tam obóz?” – doczytałam następną wiadomość.
– „Szkoda gadać. Trafiłam do pokoju z hazardzistką i jej potulnym zwierzakiem”
– „Pamiętaj tylko, żeby nigdy nie zastawiać w karty żadnej osoby!” – Spojrzałam krzywo na tą wiadomość przypominając sobie minę Jordana, gdy dowiedziała się, że ma randkę z dziewczyną, bo Bell przegrała w karty.
– Spokojnie Bell, nie będę tak spita jak ty wtedy” – zaśmiałam się odpisując jej na wiadomość.
Pożegnałam się z nią orientując się, że woda leciała już od paru minut. Odłożyłam telefon wchodząc pod prysznic, gdzie ciepło całkiem owładnęło moim ciałem. Była tak przyjemna i odprężająca, że jej para wydawała się mi przypominać gorące źródła, do których zawsze chciałam się wybrać.
Kiedy tylko zerkałam na strumień wody przypomniało mi się ostatnie wydarzenie spod prysznica, gdy pocałowałam Jordana. Na samą myśl pojawił się na mojej twarzy rumieniec, którego chciałam ukryć w dłoniach.
– Kayla ogarnij się! – poprosiłam siebie w duszy wiedząc, że miałam zapomnieć o Jordanie podczas tego wyjazdu.
Wyszłam z łazienki wciąż z zaczerwienioną twarzą. Natychmiast położyłam się na łóżku chowając głowę w poduszkę. Po paru oddechach spojrzałam na współlokatorki siedzące na wprost mnie.
– Co wy…? – zaczęłam nie chcąc nawet kończyć.
– No co? Tak przed snem ostatnia partyjka remika – wyjaśniła Liz trzymając karty w dłoni.
– Czy ty masz zawsze ze sobą karty? – zapytałam zaciekawiona.
– Jasne. Mam trzy talie, jedne w staniku, drugie w kieszeni spodni, a trzecie w bucie, jeśli jest zima – odparła szczerząc się.
– Godne podziwu – przyznałam nie chcąc komentować jej uzależnienia od kart.
Zapadła już noc. Dojechaliśmy do Salt Lake City prawie po dwudziestej drugiej, więc teraz po zerknięciu na zegarek poczułam dodatkowe zmęczenie widząc, że już jest po północy. Nie miałam siły na dłuższe siedzenie. Marzyłam tylko by zasnąć i wstać rano z myślą, że moja przygoda na obozie się zacznie. Dzisiaj miałam jedynie dzień zapoznawczy, którego z każdym słowem Liz „wygrałam” miałam dość.
– Dobranoc – powiedziałam zagrzebując się w kołdrze.
– Do jutra – odparła Mia.
– Wygranej loterii! – dodała Liz.
Westchnęłam zaczynając tęsknić za gadaniem Jenn. Przytuliłam się do poduszki chcąc jak najszybciej zasnąć. Dałam się pochłonąć ciemności, gdzie za każdym razem, kiedy zamykałam oczy bałam się zobaczyć znowu postać Clarrie, jak w noc przed moim wyjazdem. Mówiła coś do mnie. Pojawiła się cała przeźroczysta, wydająca się prosić mnie o coś. Do teraz gryzł mnie ten sen. Nie mogłam odgadnąć, co to mogło znaczyć. Ostatecznie pomyślałam, że to przez te wszystkie wydarzenia i rocznicę, lecz wciąż zaprzątało mi to głowę.
© Wszystkie prawa zastrzeżone
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz