Szybkim krokiem szłam za chłopakiem nie chcąc by zniknął mi z oczu podczas przechodzenia przez las, który z każdą minutą robił się coraz ciemniejszy. W pewnej chwili idąc szybkim tempem, stukając butami o chodnik rozglądałam się wokoło wciąż pewna obaw, gdy nagle Ethan gwałtownie się zatrzymał i odwrócił w moją stronę. Uderzyłam czołem o jego klatkę piersiową. Niezadowolona podniosłam wzrok z wyrzutami.
– Uważaj trochę!
– Ty leziesz jak kaczka za swoją matką, nie ja.
Westchnęłam głośno lekko zaczerwieniona odwracając wzrok. Nie chciałam tego komentować. Wiedziałam, że miał rację.
– Dokąd mnie prowadzisz? – zapytałam chcąc wreszcie usłyszeć odpowiedź.
Nie odpowiedział, lecz pokazał dłonią bym spojrzała w górę. Miałam dość tych gierek, nie zamierzałam już oglądać się wokoło, kiedy mi każe. Poirytowana zastanawiałam się czy nie zostawić go tutaj i nie wracać, lecz sama myśl o ciemnym lesie, w którym miałabym być sama przerażała mnie do tego stopnia, że na mojej skórze pojawiał się zimny pot.
Ethan widząc, że nie zerkam tam, gdzie mi pokazał dotknął dłonią mojej twarzy podnosząc mój podbródek ku górze. Zmieszana tym dojrzałam nad koronami drzew zarys wagonika. Wytrzeszczałam oczy, nie wiedząc czy mam już zwidy czy naprawdę to zobaczyłam. Kiedy zniżyłam wzrok zorientowałam się, że chłopak już był parę metrów przede mną.
– Czekaj na mnie!
– I jeszcze czego? Jak już się przylepiłaś to, chociaż trzymaj tempo!
Po chwili wyszliśmy zza krzaków, które odgraniczały nas od wagonika, którego dojrzałam wcześniej. Wyjmując ostatek gałązek z włosów rzuciłam okiem po małej budce przy wielkim napisie „Happyland”, który już był częściowo starty i porośnięty bluszczem. Za nim zobaczyłam stare, zardzewiałe karuzele i wielkie koło młyńskie ze znajomym wagonikiem. Otworzyłam usta ze zdziwienia podbiegając do głównej bramy, gdzie stały barierki.
– Na co czekasz? – zapytał chłopak przechodząc nad nimi.
– Chyba sobie żartujesz. Nie dam rady się wspiąć…
– Twój problem. W takim razie miłego spaceru do domu – odparł figlarnie się uśmiechając.
Stałam przed główną bramą zamkniętą na kłódkę oglądając jak brunet oddala się ode mnie. Z każdym jego krokiem czułam dziwny niepokój jakbym miała zaraz stracić oddech. Było mi duszno. Zacisnęłam pięści rozglądając się z niepokojem po okolicy. Zbyt się bałam by zostać tu samą. Nie mając wyboru chwyciłam rękami za zimne barierki i podpierając się na rękach wdrapałam się na sam szczyt. Myślałam, że najtrudniejsze będzie wspięcie się tam, szczególnie, że zawsze w szkolę próbowałam uniknąć wspinaczki na zajęciach wf’u. Był to mój największy koszmar. Ku mojemu zdziwieniu po spojrzeniu na dół dostałam lęku wysokości. Byłam może na wysokości dwóch metrów, lecz wydawało mi się, że jest to trzy razy tyle. Z trzęsącymi się nogami i rwącym bólem w zranionej ręce odwróciłam się do bramki brzuchem by zejść jak po drabinie. Kiedy położyłam stopę na jednej rurce zrozumiałam, że jest niestabilna. Nic jednak już nie mogłam zrobić i z przerażeniem w oczach spadłam uderzając o ziemię z piskiem.
Leżałam na boku trzymając się za kolano. Piasek wokół mnie nasypał mi się do oczu, przez co cała zapłakana próbowałam ręką go odgarnąć z twarzy, która piekła mnie niesamowicie.
– Kayla?! – Usłyszałam krzyk Ethana, który natychmiast pojawił się obok mnie.
– Wszystko w porządku?! – Podbiegł szybko przykucając nade mną.
– Tak, to nic takiego – wydusiłam z siebie lekko przygryzając wargę z bólu.
– Nie gadaj głupot. Pokaż to kolano! Przecież dopiero, co wyszłaś ze szpitala, chcesz już tam wracać?!
Wyprostowałam powoli nogę pokazując brunetowi zakrwawioną ranę. Starłam sobie skórę, więc nie było to nic poważnego. Mimo to piekło niemiłosiernie.
Ethan po oglądnięciu rany wyjął z plecaka butelkę wody i przelewając wokoło krwawiące miejsce usłyszał mój pisk, gdy woda dostała się do zranienia.
– Możesz wstać? – zapytał podając mi rękę.
– Nie wiem… – Wzięłam jego dłoń próbując na niej się podeprzeć by, chociaż wstać i sprawdzić czy niczego sobie nie uszkodziłam.
Lekko kulejąc stanęłam na własnych nogach. Mając całe czerwone kolano otrzepałam się z piasku dziękując za pomoc.
– Czy ciebie do końca pojebało? – zapytał podirytowany moim zachowaniem.
– O co ci znowu chodzi? Sam kazałeś mi się wspiąć!
– Do cholery masz zranioną dłoń! Czy jak ci każę skoczyć z mostu to też to zrobisz?
– Zapewne bym i tak spadła mdlejąc przez lęk wysokości – Wzruszyłam ramionami.
– Kayla! To nie jest śmieszne.
– Czym ty się tak przejmujesz. I tak cię nie obchodzę, ani nikogo, więc co za różnica co ze mną się stanie – Przewróciłam oczami. – Równie dobrze mogłabym teraz zniknąć.
– Kayla! – Chwycił mnie dłońmi za obydwa ramiona. – Nawet tak nie mów. Jesteś ważna.
Zerknęłam na niego ze zrezygnowanym wzrokiem.
– To nie ty usłyszałeś, że lepiej żebyś zamiast Clarrie to ty umarł.
Zamurowało go. Wydawałoby się, że nie chciał mi uwierzyć.
– Kto ci powiedział coś takiego?
– Jak to kto? Oczywiście, że mama. Ma mnie dość. Teraz jeszcze po tym jak znalazłam w rzeczach Clarrie zdjęcie USG tym bardziej jest wkurzona, że wyciągam na światło dzienne stare sprawy.
– Zdjęcie USG? – dopytał gubiąc się w tym. – O czym ty mówisz?
– Clarrie była w ciąży – odrzekłam podirytowana chodząc w kółko.
Podniósł wyżej brwi rozszerzając źrenice. Nic dziwnego, nikt o tym nie wiedział. Nie rozumiałam nawet, dlaczego powiedziałam mu o tym. Chyba po prostu chciałam się komuś wygadać i zrzucić z siebie ten ciężar. Ethan wydawał się być zbyt owładnięty tą wiadomością. Gdybym przechodziła teraz obok niego mogłabym go nawet pomylić z białym murem, który był wokół naszej szkoły.
– Nie wiedziałem o tym – wydusił z siebie zszokowany.
– Czemu miałbyś? – Zerknęłam na niego nie rozumiejąc jego odpowiedzi. – Nikt nie wiedział, nawet ja! – dodałam rozżalona. – Myślałam, że kogoś poćwiartuję, gdy się okazało, że Clarrie wraz z rodzicami o tym wiedzieli.
– Czemu mi o tym nie powiedziała? – szepnęłam opanowując się.
– Może nie wiedziała jak? To raczej nie jest najłatwiejsze do powiedzenia.
– Ale może jeślibym o tym wiedziała, to Clarrie wciąż by żyła…
– Nikt tego nie wie… – wydusił z siebie smutnym tonem. – Nie tylko ludzie decydują o losie innych, również oni sami, jak i różne sytuacje – próbował mnie uspokoić Ethan, lecz również wydawał się być wyrwany z rzeczywistości.
– Nie myśl już o tym, proszę. Teraz już i tak niczego się nie zmieni…
– Wiem przecież… – Ledwo panowałam nad łzami w oczach.
– Chodź lepiej, pokażę ci to miejsce – Złapał mnie delikatnie za dłoń prowadząc mnie do wnętrza wesołego miasteczka.
Z lekką niechęcią czując, że zaraz się rozpłaczę, ugryzłam się w język by temu zapobiec. Od kiedy pamiętałam używałam tej sztuczki by nie płakać publicznie. Niewiele osób mogło w podstawówce, gdy jeszcze przyjaźniłam się z Ethanem, zobaczyć moje łzy. On był pierwszą osobą w moim wieku, która je ujrzała.
Podążyliśmy kilka metrów przed siebie i za zakrętem ujrzałam wielki plac, na którym dostrzegłam stare stoiska z przebitymi już balonami. Nawet na ziemi leżała zepsuta już maszyna w żółtym kolorze do popcornu, a obok do waty cukrowej. Cały plac miał na chodniku namalowane wielką gwiazdę z czerwoną, okrągłą obramówką przypominającą piłkę, której używa się czasami w cyrku.
– Nie sądziłam, że jest tutaj takie miejsce – przyznawałam zaskoczona podziwiając ogromne karuzele i kolejki górskie.
– Tutaj czasami uciekam od ludzi, gdy chcę pomyśleć – odparł znikając za jedną z atrakcji.
– Ethan? – Wystraszyłam się, że znowu zostawił mnie samą, a wokół panowała ciemność.
– Stój w tym kółku! – krzyknął do mnie.
Nie wiedziałam, o co chodzi, lecz posłuchałam się go. Lekko pocierając dłonią o rękę z niezręcznością i obawą wyczekiwałam aż znowu się pokaże.
– Mogłeś powiedzieć, że idziesz w krzaki, a nie tak znikać! – podniosłam głos widząc, że wciąć nie wraca.
– Zabawne, wcale nie o to mi chodziło – Po chwili wyszedł, po czym podniósł jedną z dłoni do góry. – Spójrz.
Podążyłam za jego wskazówką i podniosłam wzrok na gwieździste niebo. Nagle usłyszałam cichy zgrzyt, a niebo rozbłysło na wiele kolorów. Wszystkie atrakcje wokół mnie się włączyły ukazując swoje kolory i różnokolorowe światła. Otworzyłam buzię niczym małe dziecko na swojej pierwszej wizycie w wesołym miasteczku. Obróciłam się wokół będąc w szoku, że te stare kolejki i automaty się włączyły.
– Ale piękne – wydusiłam z siebie nie mogąc się napatrzeć.
– Cieszę się, że ci się spodobało – Uśmiechnął się.
Po chwili przeszedł obok mnie i przysiadając na samym dole diabelskiego młyna, na schodkach założył dłoń na przedramię, rozglądając się po okolicy. Wydawał mi się być daleko myślami. Gdy światła lamp oświetliły go, wydawało mi się, że znowu nastał dzień, a on jest atrakcją w tym miasteczku. Jego czarna koszulka z zawiniętymi rękawami i jego ulubione spodnie z dziurami na kolanach, wyglądał jak jakiś posąg, który ktoś pozostawił po zbankrutowaniu miasteczka.
– Coś nie tak? – zapytałam przysiadając się.
– Nie, to nic… – odparł speszony czochrając swoje włosy.
Zbliżyłam się do niego i siedząc ledwo pół metra zerknęłam na jego nieobecną twarz.
– Musiałeś tu często przychodzić.
– Zdarzało się parę razy.
– Nie wiedziałam, że można tu jeszcze włączyć prąd – przyznałam godna podziwu.
– To nic takiego. Ale za niedługo zapasowy akumulator padnie, więc znowu zapadnie ciemność – wyjaśnił opierając się dłońmi o schody.
Widząc go takiego, z oświetloną twarzą oraz całą delikatną muzyczką dobiegającą z atrakcji wpatrzyłam się w jego delikatny uśmiech. Uśmiechnęłam się bezwiednie. Spojrzał na mnie. Kiedy nasze oczy się spotkały znowu poczułam to samo rozgrzewające mnie uczucie, co na obozie i chęć znowu zrobienia tego, co tam. Marzyłam by rzucić mu się na szyję i skończyć wtulona w jego ciało. Poczuć jego ciepło i zasmakować lekko słodkich ust. Zanim się zorientowałam nie mogłam przestać gapić się na niego.
– Dziękuję, że pokazałeś mi to miejsce.
– Mam nadzieję, że i tobie pomoże trochę się rozchmurzyć. Zawsze, kiedy nie mogłem sprostać swoim lękom lub problemom to miejsce z tą magiczną atmosferą było niczym schronienie dla mnie. Tutaj mogłem być prawdziwym sobą, pokazującym jak trudno mi było….
– Prawdziwym sobą… – powtórzyła zastanawiając się nad tym.
– Też możesz tutaj być sobą z tego, co widzę – Uśmiechnął się całkiem zwalając mnie z nóg tym uśmiechem. – Tak uśmiechniętą Kayle pamiętałem.
Zamurowało mnie. Chciałam to usłyszeć. On, jako pierwszy od paru tygodniu martwił się o mnie. O mój uśmiech, który powoli zanikał. Powoli już nie dawałam radę wytrzymać. Uczucie wewnątrz mnie było zbyt silne bym cokolwiek mogła na to poradzić. Czułam się niczym niewolnik własnych uczuć. Znałam doskonale jego odpowiedź, lecz i tak chciałam walczyć o swoje i być prawdziwą sobą. Mną, która kocha Ethana i chce z nim być. Chcącą go całować i nigdy więcej nie stracić.
Zanim się zorientowałam przysunęłam się bliżej i patrząc mu w oczy przybliżyłam natychmiastowo twarz całując go w usta. Cała aż z podekscytowania drżałam by tylko to zrobić. Kiedy już nasze usta się spotkały próbowałam pogłębić pocałunek, lecz nagle Ethan się odsunął. Wstał i z wkurzoną miną spojrzał na mnie.
– Co ty znowu wyrabiasz?! – podniósł głos na co aż podskoczyłam.
– Ethan, mówiłam poważnie na obozie. Kocham cię, od kiedy pamiętam. Nawet nasza zerwana znajomość nie pomogła mi o tobie zapomnieć! – Wstałam natychmiastowo chcąc byśmy wreszcie szczerze porozmawiali.
– Kayla, mówiłem ci już. Nic z tego – odrzekł odwracając wzrok. – Przepraszam.
Nagle wszystkie światła wokół nas zgasły pozostawiając nas w otchłani ciemności. Ledwo mogłam dojrzeć jego twarz. Teraz jednak mnie ona nie przerażała aż tak, bardziej obawiałam się, że przesadziłam i po raz kolejny go stracę.
– Dlaczego nie możesz dać mi szansy?! – krzyknęłam mając już dość bycia więzioną przez własne uczucia.
– Kocham kogoś innego – oznajmił, na co aż szczęka mi opadła.
Nie mogłam uwierzyć, że Ethan kogoś szczerze kochał.
– Jak możesz mówić tak łatwo o miłości. Nie chodzi mi o twoje dziwki na jedną noc!
– Ani się waż tak mówić o niej! Jest dla mnie najważniejsza i jest tą jedyną – podniósł głos, a ja zaczęłam drżeć słysząc pierwszy raz taki ton głosu.
– Kim ona jest? – warknęłam chcąc wiedzieć, z kim przegrałam w walce o Ethana.
– Nie mogę ci powiedzieć…
© Wszystkie prawa zastrzeżone
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz