Zajęliśmy miejsca w sali. Nie była nawet pełna, co dość nas zadowoliło, gdyż ostatnim razem usiadły za nami dzieciaki w wieku mojego brata, komentując na całe gardło film. Nawet oberwało mi się popcornem, kiedy jedna z nich podskoczyła i upuściła go na wcześniejszy rząd. Do teraz pamiętam minę Bell, która nie miała tyle szczęścia co ja i została z włosami ociekającymi colą. Na szczęście nie było wtedy z nami Jenn, bo prawdopodobnie oberwałaby nachosami i sosem serowym, których nie cierpiała.
Siedziałam pomiędzy Bell, a Jordanem, który wymienił się miejscem ze swoim kolegą, który natomiast usiadł koło Jenn. Wiedziałyśmy, że próbował ją zaprosić na randkę od dwóch lat, dostał parę razy kosza, lecz dalej uważał, że kiedyś mu się uda. Mimo to wciąż się przyjaźnili, a raczej można to lepiej określić tolerowaniem siebie nawzajem, bo do bycia dobrymi znajomymi to im dużo brakowało.
W pewnej chwili podczas sceny, gdzie główny bohater wpadł do jaskini niedźwiedzia Jenn aż podskoczyła wysypując swój malutki popcorn na chłopaka. Spojrzeliśmy na nią, na co Noah wraz z Bell, której też się oberwało chwycili za jeden z kawałków lekko uderzając brunetkę. Złocisty popcorn utknął jej w długich włosach tworząc wrażenie kulek śniegu.
– Zobaczymy co teraz zrobicie – powiedziała Jenn głośniej rzucając w nich całą garścią. Bell dostała ich największą porcję po tym jak Noah zrobił unik. Podirytowana tym wszystkim sięgnęła po parę koralików leżących na niej, po czym szybkim ruchem wymieniła z Jenn parę ciosów.
– Dziewczyny uspokójcie się! – poprosiłam lekko podnosząc głos.
– Zamknij się. To wojna! – odpowiedziała nadąsana sztucznie Bell szykując kolejną garść jedzenia do ataku.
– No właśnie! – zawtórowała jej Jenn rzucając tym razem we mnie jedzeniem.
– Teraz to przegięłyście! – Dołączyłam się do ich bitwy.
Po paru minutach zobaczyłyśmy dziwne światło na sali. Jeden z pracowników podszedł do nas przerywając nam całą zabawę. Niestety Jenn rzucając popcornem nie zauważyła chłopaka pochylającego się nad moim ramieniem, więc i on otrzymał prysznic z jedzenia. Cieszyłam się, że nie widziałam jego twarzy, kiedy popcorn wylądował na jego głowie. Na pewno na długo zapamięta tą zmianę w pracy, jak i my pierwsze wyrzucenie z kina. Nigdy wcześniej nie miałam takiej sytuacji, więc wyproszenie mnie z jakiegoś miejsca sprawiało, że czułam się zażenowana. Chyba nie tylko ja, bo Jordan szedł za nami na samym końcu, jakby nie chciał się przyznać, że się znamy. Bell za to, jako jego ogromne przeciwieństwo cała aż tryskała energią. Po wyjściu przed kino wciąż nie mogła powstrzymać śmiechu, tak jak i Jenn.
– Trudno, może i nie ma kina, ale wyjście chyba udane? – zapytała rozbawiona szatynka.
– Ta jasne... – westchnął Jordan najwyraźniej rozczarowany tym jak potoczyło się to wszystko.
– No to teraz, co powiecie na imprezę u mnie? – zaproponowała Bell sprawdzając godzinę. – Z nocowaniem!
Nie miałam żadnych innych planów, a odechciało mi się tańczyć, wciąż bolał mnie brzuch od śmiechu. Stwierdziłam, że nie jest to taka zła opcja, więc natychmiastowo się zgodziłam pytając, co sądzi reszta.
Dla Bell takie nagłe imprezy to norma. Nie raz miałyśmy wyjść na koktajl czy do kawiarni, a kończyłyśmy u niej na nocce przez cały weekend. Była królową planowania na ostatnią chwilę, a raczej improwizacji. Co chciała to robiła nie pytając się nawet nikogo o zgodę. Gdybym to ja urządzała imprezę u siebie, po pierwsze, to na pewno bym pomyślała, że mama musi mieć wysoką gorączkę i omamy. Jeśli natomiast zrobiłabym ją bez ich wiedzy jak parę lat temu to znowu dostałabym półroczny szlaban plus awanturę na cały dom. Do teraz wspominam jak próbowałam uratować jej ulubioną wazę z salonu, którą jeden z gości grał w siatkówkę. Niestety moje starania poszły na marne, a ona skończyła na ziemi cała w kawałkach. Nic nie opiszę tamtego uczucia, gdy widząc części wazy na dywanie słyszałam już krzyk mamy.
Zanim się obejrzałam siedziałam w aucie Bell i jadąc wraz z resztą dwoma autami kierowaliśmy się do domu rodzeństwa. Po dojechaniu na miejsce impreza w pokoju szatynki trwała w najlepsze. Nie pamiętałam nawet w ile gier zagraliśmy i ile wypiliśmy przez całą noc. Pamiętałam jedynie, że Bell zasnęła już nad ranem, a Jenn próbowałam pokonać w piciu Noah, do samego końca, lecz nie szło jej za dobrze. Wydeptany dywan z pokoju Bell do łazienki najlepiej o tym świadczył. Ja natomiast z Jordanem siedzieliśmy pod ścianą rozmawiając przez większość czasu. Po wszystkich grach nie mieliśmy już, co robić, a nie chciało nam się spać, więc pijąc ostatki piwa z wyprostowanymi nogami pod oknem przyglądaliśmy się zabawnemu widokowi wciąż walczącej z nadmiarem alkoholu Jenn. Powoli jednak i mnie dopadało zmęczenie. Ziewałam, co jakiś czas czując jak powieki zaczynając mi się kleić. Zasnęłam.
Obudziłam się czując na twarzy pierwsze promyki słońca, które podkreślały moją dość śniadą skórę. Zaspana przetarłam oczy. Poczułam, że coś nie gra. Spałam oparta o coś. Podniosłam wzrok czując dodatkowe ciepło na policzku, na którym leżałam całą noc. Zobaczyłam śpiącego Jordana trzymającego moje prawe ramię, jak i moją głowę wtuloną w jego koszulkę. Poczułam na sobie wypieki od razu po zrozumieniu, że zasnęłam na nim.
Starałam się pozostać nieruchomą, lecz powoli kark zaczynał dawać mi się we znaki. Delikatnie na klęczkach chwyciłam jego dłoń ręką, chcąc odłożyć ją na ziemię bym mogła wydostać się z uścisku. W ostatniej sekundzie, gdy się już uwolniłam i trzymałam w dłoniach jego rękę spojrzałam mu na twarz.
– Dzień dobry Kayla – szepnął Jordan mając otwarte oczy.
Zaskoczona przechyliłam się do tyłu. Chłopak widząc, że zaraz zlecę na ziemię złapał mnie w pasie. Niestety wsunął swoją dłoń pod moją koszulkę przez szybkość, z jaką się to działo. Poczułam jego ciepłe palce na plecach. O mało nie podskoczyłam. Przyciągnął mnie do siebie. Wywróciłam się do przodu lądując na jego klatce piersiowej. Nasze nogi się splątały a ja podnosząc głowę spojrzałam na jego migdałowe oczy w piwnym kolorze. Nagle poczułam, jak zaczął cofać swoją dłoń lekko pieszcząc moje ciało. Ruchem zatrzymał się na boku.
– Masz naprawdę aksamitną skórę – powiedział uwodzicielskim głosem.
Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć. Mój rumieniec w tamtym momencie musiał go rozbawić, gdyż się uśmiechnął odstawiając mnie obok.
– Ja już pójdę Kiki. Do zobaczenia na śniadaniu.
Jordan zatrzymał się w drzwiach jakby chciał coś powiedzieć. Przez chwilę czułam, jak serce biło mi jak szalone niczym gwiazda wybijająca się z orbity. Widząc jego zawahanie słowa cisnęły mi się do ust, lecz nie byłam w stanie ich otworzyć. Szansa przepadła tak jak on zniknął za framugą. Spuściłam głowę próbując opanować ciężki oddech. Kiedy trzymał mnie w pasie zapragnęłam również go dotknąć. Poczuć czy jego usta są równie tak ciepłe, co dłonie. Nie sądziłam, że wpadnę w takie myśli, szczególnie, że doskonale wiedziałam, że od dłuższego czasu w głębi serca marzyłam o Ethanie. Ale w końcu dał mi kosza, więc czemu by nie spróbować z Jordanem? Normalnie nie myślałabym o tym, lecz to nie pierwszy raz, kiedy był w stanie wyłączyć moje myśli, a ja pragnęłam by jego ręce błądziły po moim ciele.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Do pokoju weszła Bell z lekko mokrymi włosami i ręcznikiem na szyi. Spojrzała na mnie podejrzliwie.
– Wszystko w porządku?
– Tak... – wydusiłam czując jakby nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
– Łazienka jest już wolna.
– W porządku – odparłam udając, że nie idę wcale chwiejnym krokiem wraz z ubraniami na zmianę do drzwi.
– A właśnie Kayla – krzyknęła za mną wyglądając przez framugę. – Jenn tyle razy latała do toalety, że zamek się zaczął psuć. – Przewróciła oczami mało zadowolona nie z tego, że coś uległo zepsuciu, a dlatego, że przespała całą tą sytuację.
– Pójdę z tobą to ci popilnuję drzwi, więc się lepiej nie zamykaj – dodała podchodząc do mnie.
Skinęłam głową i po odprowadzeniu przez Bell weszłam do środka łazienki wyłożonej w glazurze o białym kolorze. Na prawo ode mnie stała umywalka oraz bambusowe meble, które pamiętam do teraz z czasów, gdy Veronica poszukiwała ich w prawie całym stanie, gdyż we wszystkich sklepach były wyprzedane. Michael specjalnie po znalezieniu ostatnich sztuk pojechał prawie pod granicę z Nevadą by tylko je dostać dla swojej żony. W sumie nie miał zbytniego wyboru, gdy Veronica nie dostawała tego, czego chciała to była bardzo poirytowana i złośliwa niczym kot, któremu odmówiło się ulubionego przysmaku.
Podeszłam do jednej z szafki wyjmując z niej długi ręcznik w miętowym kolorze. Kładąc ubrania na szafeczce rozebrałam się czując jak wciąż nagrzane powietrze w środku pomieszczenia po kąpieli Bell sprawiało, że przechodziły mnie ciarki. Weszłam szybko pod prysznic, lecz dzisiaj nie miałam ochoty na letnią wodę jak zazwyczaj. Włączyłam sobie gorącą chcąc poczuć, jak zaczyna ona parować na moim ciele tworząc parę wokoło. Kiedy pierwsze krople dotknęły mojego ciała poczułam niesamowitą przyjemność. Nareszcie mogłam powrócić do życia i oczyścić umysł.
Przejechałam dłońmi po ciele rozprowadzając żel pod prysznic, który jako jedyny punktowo mnie chłodził. Niesamowicie mnie to zrelaksowało. Z zamkniętymi oczami wyobraziłam sobie znowu dłonie Jordana na mojej tali, które oplatały mnie najdelikatniej jak mógł, lecz zarazem przyciągająco. Przygryzłam delikatnie wargę, po czym nagle otworzyłam gwałtownie oczy. Dopiero teraz zrozumiałam, o czym tak właściwie myślałam. Szybko klepnęłam się obydwiema dłońmi w policzki próbując się z tego otrząsnąć. Pomiędzy uderzeniami wydawało mi się, że słyszałam głos Bell, jakby coś mówiła do mnie. Nie zrozumiałam jednak, więc skończyłam jak najszybciej prysznic i zawijając się w ręcznik wyszłam na mokrą nawierzchnię.
Przeszłam parę kroków do zaparowanego lustra naprzeciwko prysznica i przejechałam po nim dłonią chcąc zobaczyć swoje odbicie. Od razu, gdy podniosłam rękę poczułam jak zapięcie ręcznika na moich piersiach zaczyna się rozluźniać. W tym samym momencie usłyszałam jak drzwi do łazienki się otworzyły, a ja zaskoczona spojrzałam na osobę, która weszła do środka. Spodziewałam się, co najwyżej Bell, gdyż czasami wpadała na ploteczki, ale w tym wypadku aż odskoczyłam do tyłu gubiąc jeszcze szybciej ręcznik.
– Jordan?! – krzyknęłam przerażona widząc nagie plecy chłopaka, który zamykał drzwi.
Po odwróceniu się do mnie zmierzył mnie wzrokiem. Cały zaszedł czerwienią ukazując swoje słodkie rumieńce.
– Kiki? –wydukał mocno naciskając na szampon sprawiając, że cały aż wyleciał z opakowania przypominając erupcje wulkanu.
Natychmiastowo chwyciłam za końcówkę ręcznika, która znajdowała się na wysokości, pasa zakrywając piersi, które najprawdopodobniej już zobaczył.
– Przepraszam… – wydusił z siebie skołowany odwracając wzrok. – Nie wiedziałem, że jest ktoś w środku.
Próbował się usprawiedliwiać, lecz również od razu złapał za klamkę chcąc pozostawić mnie samą w łazience. Niestety, kiedy chciał otworzyć zamek ani drgnął. Ciągnął i kręcił nim na boki, lecz bez skutku. Odwrócił się do mnie z głupkowatą, lecz zażenowaną miną.
– Chyba, się zepsuły…
– Co takiego?! No chyba sobie żartujesz… – Podeszłam do drzwi i ciągnąc za klamkę próbowałam je otworzyć, lecz ani drgnęły.
– Chyba jesteśmy tu zamknięci… – stwierdziłam zerkając na opalony sześciopak Jordana lekko zakryty przez ręcznik zawiązany na biodrach.
– Kiki, mogłabyś coś założyć na siebie? – poprosił próbując nie zerkać na mnie, lecz co jakiś czas widziałam, gdzie uciekał mu wzrok.
– A tak, jasne, przepraszam… – odparłam zawstydzona odwracając się na pięcie.
Przez nieuwagę i zażenowanie nie zauważyłam szamponu, który wcześniej eksplodował w dłoniach chłopaka. Pośliznęłam się na nim wyginając się do tyłu. Jordan natychmiast tak jak wcześniej chciał złapać mnie w pasie. Niestety przez odwrócony wzrok jego dłoń złapała za mój pośladek, na co aż się spięłam, tak jak i on. Przez popełniony błąd skończyliśmy na ziemi. Jedną z dłoni trzymał mnie za głowę bym nie uderzyła nią o ziemię, a drugą na moim pośladku próbując mnie asekurować. Wysunął jedną z nich podpierając się na wysokości mojej głowy. Spojrzał mi w oczy.
– Wszystko w porządku? – zapytał przestraszony.
– Spokojnie, nic mi nie jest – odparłam próbując się wygrzebać z tej niekomfortowej pozycji.
Niestety nie udało mi się wydostać, bo zagrodził mi drogę ucieczki drugą ręką.
– Dokąd to Kiki?
– Ubrać się – odparłam głupkowato nie chcąc by było niezręcznie.
– Mówisz o tych rzeczach? – dopytał wskazując na ubrania leżące na ziemi całe umorusane w szamponie.
Wytrzeszczałam wzrok przypominając sobie, że podczas upadku machnęłam ręką po pułkach, na których zostawiłam koszulkę i spodenki. Przeklinałam w myślach rozumiejąc, że teraz nie mam, w co się ubrać i akurat, w tym wypadku nie była to błaha sprawa, jak wybór ubrań przed szafą.
– Spokojnie zaraz ktoś nam otworzy, więc nie panikuj – oznajmił Jordan wstając.
© Wszystkie prawa zastrzeżone
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz