Po godzinie siedzenia nad rzeką w parku dostałam telefon od Bell. Powiedziałam jej, gdzie się znajdowałam i z wyczekiwaniem rozglądałam się wokoło. Siedziałam na kamykach, które lekko mnie już irytowały, wbijając się w każdą część mojego ciała. Przeskakiwałam to z jednej pozycji w drugą. Na całych nogach miałam już odbite wzory kamieni, z których mogłaby powstać niezła tapeta do pokoju, taki nowoczesny styl w końcu jest ostatnim krzykiem mody.
Nie raz podziwiałam wielkie topole znajdujące się w tym parku. Teraz jednak mój wzrok skupiły ogromne koła na tafli jeziora stworzone przez gałęzie tych jakże osobliwych drzew. Przypominała mi trochę wejście do bajkowej krainy, przez którą przechodziły postacie z książek, o których czytałam, gdy byłam młodsza.
Fantastyka była moim ulubionym gatunkiem książek, aż nie przerzuciłam się na filmy. Wspomnienia z radości, jaką mi dawała, gdy czułam się zagubiona i obca w swoim świecie wciąż pozostawała.
– Kayla, no wreszcie, ledwo cię znalazłam – Zobaczyłam Bell na horyzoncie.
– Już się bałam, że może poszłaś spać po moim telefonie – oznajmiłam, przypominając sobie jej zaspany głos.
– Masz szczęście, że mama zrzuciła mnie z łóżka godzinę wcześniej i tylko sobie leżałam.
– Rzeczywiście miałam, inaczej w życiu byś nie odebrała – zaśmiałam się, czując, że humor mi się poprawił.
– Powiesz w końcu, co się stało? – Zaczęła trudny temat.
– Po prostu Ethan...
– Znowu on, nie możesz, no nie wiem zacząć mówić o Ericu czy nieodwzajemnionej miłości do Krisa?
– Że co proszę? Czy ja nazywam się Cassidy?! – zaśmiałam się, próbując jakoś zebrać myśli w słowa.
– No dobra, opowiadaj...
Powiedziałam jej o wszystkim, co się wydarzyło między mną a brunetem. Z największą satysfakcją opowiedziałam o pożegnaniu jego kluczyków, w „Kaylowym" stylu. Kiedy Bell o nim usłyszała, pękła ze śmiechu, wydawało mi się, że zaraz połknie komary, które latały wokół nas. Niezbyt jej tego życzyłam, nie raz nałykałam się ich podczas jazdy rowerem i raczej znikomy poziom mięsa w nich, nikogo nie zachęcił do dodania ich do swojej codziennej diety.
– No nieźle, nie sądziłam, że mu tak nagadasz, w końcu każdy wie, że ślinisz się na jego widok.
– Chyba patrzyłaś na Jenn, a nie na mnie – Próbowałam uciec od tematu, gdyż znając Bell, od razu zaczęłaby go drążyć.
– Skoro mowa o Jenn, to zadzwoniłam po nią. Mamy się spotkać na miejscu.
– Przypadkiem nie była poza miastem?
– Wróciła w nocy. Podobno zagadał ją niezły Argentyńczyk i dała mu numer.
– Jenn? – dopytałam zszokowana, przypominając sobie, jak zawsze plątał jej się język podczas flirtowania. – Te dzieciaki tak szybko dorastają... – Wybuchłyśmy obydwie śmiechem.
Po rozmowie z Bell i całym zajściem w parku poczułam się lepiej. Pomimo usłyszenia tych tragicznych słów od mojej pierwszej miłości wiedziałam, że jakoś muszę to przezwyciężyć. Dzisiaj jednak miałam ochotę się bawić, a nie smucić. Nie chciałam, żeby Ethan miał tę satysfakcję z zepsucia mi dnia.
Bell podwiozła nas do centrum, gdzie wśród tłumów chodzących po ruchliwych uliczkach dojrzałyśmy czekającą Jenn. Brunetka ubrana w niebieski top bez rękawów sięgający jej za piersi oraz białe spodenki z dziurami wyróżniały ją w tłumie ludzi, których ubrania wydawały się nadzwyczaj szare i nijakie w porównaniu z siateczkowymi podkolanówkami. Nieważne jak bardzo ją uwielbiałyśmy i chwaliłyśmy gust, to zawsze musiała dobrać jeden element, który psuł całą jej stylizację. Zazwyczaj to mnie i Bell kłuło to w oczy, lecz po delikatnych napomknięciach o tym od razu Jenn obrażała się i jeszcze gorzej dobierała ubrania.
Przywitałyśmy się ze sobą, po czym zrozumiałam, że do naszego klubu, który zazwyczaj odwiedzałyśmy, jest stąd dość daleko. Nie rozumiałam, o co chodzi, Bell zazwyczaj miała dobrą orientację w terenie. Może oprócz dnia, kiedy po nocy wracałyśmy do jej domu, po otrzymaniu prawka. Chciała nam pokazać, jak świetnie jeździ, a ostatecznie nie potrafiła włączyć dachu w swoim kabriolecie i cała nasza trójka zmokła. Włosy Bell wtedy kręciły się jeszcze bardziej niż zazwyczaj, przez co wyglądała jak zmokła owca.
– Nie miałyśmy potańczyć? – zapytałam skołowana.
– Jest jeszcze wcześnie, a poza tym wiem, co ci bardziej poprawi humor – wyjaśniła Bell, wskazując na kino za nami.
Na telebimie widziałam cały repertuar, który zmieniał się, co parę sekund. Pomiędzy zapowiedziami filmów ujrzałam komedie, której wręcz nie mogłam się doczekać, by ją zobaczyć. Występował tam mój ulubiony aktor, więc od dłuższego czasu miałam zamiar się na nią wybrać, lecz Bell zazwyczaj odmawiała, mówiąc, że innym razem ją zobaczymy. Na sam jej widok otworzyłam szerzej oczy. Poczułam, jakbym wygrała maskotkę w automacie, na którym grałam w dzieciństwie, gdzie regularnie przegrywałam całe swoje kieszonkowe.
– Bell jesteś najlepsza.
– Myślałam, że to oczywiste – zaśmiała się, mrugając do nas jednym okiem. – Dobra, dziewczyny chodźmy, bo nam film przepadnie. Jenn, masz bilety?
– Jasne – odparła, machając nam nimi przed oczami.
Widząc to, rzuciłam się im na szyję. Trzymając jedną ręką Jenn, a drugą plecy Bell poczułam ich rozgrzane od słońca skóry, które mieniły się na tle promyków słońca.
Weszłyśmy do środka przez obrotowe drzwi. Od razu w oczy rzuciły mi się kasy znajdujące się na prawo od nas oraz długie kolejki na parę metrów. Poczułam przeszywający zapach popcornu. Byłam jego wielką fanką, więc od razu pognałam do sklepiku zakupić największy zestaw.
Cała uradowana pobiegłam w stronę wejścia do sali, przy której czekały na mnie już dziewczyny. Lecąc z popcornem, który zasłaniał mi całe pole widzenia, poczułam nierówność na dywanie. Potknęłam się. Przeklęłam pod nosem, czując już, jak zaraz zaliczę glebę. Nie ma to, jak zbłaźnić się przed koleżankami i iść na film z czerwoną plamą na czole. No po prostu świetnie. Co jeszcze się wydarzy?
– No, a żeby to... – pomyślałam, wstając z ziemi, pocierając zaczerwienione miejsce na czole. – Mój biedny popcorn... – Połowa opakowania skończyła na dywanie wokół mnie, co mnie niezmiernie poirytowało.
– Wszystko w porządku? – zapytał mnie męski głos zza pleców.
– Taaak – Przedłużyłam swoją wypowiedź na znak, że nic nie jest okay. Mój biedny popcorn skończył tam, gdzie kurz z butów innych ludzi.
Odwróciłam się, widząc, że osoba schyliła się do mnie, podając mi dłoń.
– Dzięki – wydusiłam z siebie, podnosząc wzrok. – Jordan? – Podniosłam brew zaskoczona.
No genialnie, jeszcze tego brakowało. Może jeszcze Ethan się trafi?
Cała czerwona z zażenowania podałam mu dłoń, z pytaniem, co tutaj robi. Zanim jednak odpowiedział, usłyszałam za nim inny męski głos. Był to jego znajomy, najwyraźniej czekający przed wejściem do sali.
– Jordan, pośpiesz się. Wpadliśmy na twoją siostrę – krzyknął niski blondyn o imieniu Noah.
– Bell, wiem, że beze mnie nigdzie się nie ruszasz, ale żeby aż tak mnie śledzić? – zaśmiał się chłopak.
Podeszliśmy do nich, trzymając się wciąż za ręce. Jedną z dłoni trzymał w czarnych jeansach, a drugą mocno ściskał moją rękę. Nie wiedziałam czemu, lecz kiedy czułam jego ciepło, uspokajałam się. Wydawało mi się, że wszystkie moje problemy znikają i pozostajemy tylko on i ja. Dziwaczne uczucie, lecz nie wiedziałam nawet co to takiego. Pierwszy raz mogłam przy kimś być tą nieśmiałą Kaylą ze wszystkimi swoimi wadami i czułam się, jakbym miała tu swoje miejsce.
– Ta, jasne i kto to mówi. Jeszcze godzinę temu siedziałeś w salonie, mówiąc, że nigdzie nie wychodzisz – opowiedziała z lekkim uśmieszkiem jego siostra, będąc trochę podejrzliwa, dlaczego niby zmienił swój plan dnia. Jordan nie odpowiedział. Zauważyłam, że unikał wzroku Bell. Puścił moją dłoń masując ręką swój kark. Wydawał się być zakłopotany tym co powiedziała jego siostra.
– Na jaki film idziecie? – próbowałam skończyć tą gęstą atmosferę.
– Pułapka złota – wyjaśnił Noah pokazując palcem na salę za nami.
– No to dziewczyny chyba powiększyła nam się grupka – stwierdziła Jenn łapiąc nas od pleców za ramiona.
– Skąd ja to wiedziałam – westchnęła Bell do brata.
– Siedź cicho – burknął wciąż czując się niezręcznie.
© Wszystkie prawa zastrzeżone
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz