Pewnie dużo z Was pamięta, ile szumu było wokół tej produkcji, która już 26 maja zawitała do polskich kin. Mała Syrenka już na wstępnie otrzymała wiele różnych opinii, a tym bardziej po ukazaniu się traileru, gdzie w przeciągu dwóch dni zyskała 1,5 miliona łapek w dół, a następnie ich ilość sięgnęła aż ponad 3 miliony. Jak pewnie wiele osób już słyszało, największą kontrowersją była aktorka grająca Ariel — Halle Bailey- która nie odpowiadała wyglądowi syrenki, jaką chcieli zobaczyć niezadowoleni fani.
Mała Syrenka jest nam pewnie wszystkim znana. Jedna z księżniczek Disneya, która doczekała się nawet swojego animowanego sequela, weszła znowu na duży ekran w postaci live action. Jak możemy zauważyć, ostatnio Disney ma w zwyczaju obdarowywać nas takimi filmami zamiast nowymi hitami. Na ekranach widzieliśmy już Króla Lwa, Aladyna, Mulan, Piękną i Bestię i wiele innych. Tym więcej tytułów jest zaplanowanych na przyszłość. Tak naprawdę zadajmy sobie ważne pytanie, czy jest to nam potrzebne? Czy chcielibyście zobaczyć live-action dobrze wam znanej historii, którą jako dzieci oglądaliście tak wiele razy, że nawet piosenki i dialogi recytujecie przez sen? Mała Syrenka z 2023 jest którymś już dziełem kinematografii Disneya z dziedziny live-action, którą chciałam zobaczyć i samej ocenić. Byłam wielką fanką filmu animowanego, więc z chęcią udałam się do kina pomimo nawet wszystkich tych negatywów, które wspomniałam wcześniej. Chciałam zobaczyć czym dla Disneya będzie nowa Mała Syrenka i jak ją nam zaprezentują. Przykuło to moje zainteresowanie w szczególności przez filmową adaptację Mulan z 2020 roku, gdzie jak na złość postanowili pokazać nową twarz Mulan, usuwając część ze sławnym już smokiem Mushu, jak i wątek romantyczny z Lee Shangiem. W takim razie co miało na mnie czekać w tym oto najnowszym live- action? - Tak naprawdę nic nowego. Ku mojemu rozczarowaniu trzymano się jeden do jeden całej historii, przez co każdy wiedział co będzie w kolejnej scenie. Liczyłam zdecydowanie na coś więcej, np. więcej wyobraźni.